Jeden z lepszych filmów, jakie ostatnio oglądałem. "Mother" to przepełniony symboliką religijną film, który nawet i bez niej świetnie się sprawdza jako thriller, horror, komedia i Bóg wie co jeszcze (no pun intended).
Zacznę od tego, że od film od początku mnie zaintrygował. Widz nie bardzo wie co się dzieje i jest to przednia zabawa! Elementy paranoi wplecione są tu idealnie! Być może dlatego tak bardzo przypominał mi "Rosemary's Baby" - choć to akurat nie przez sam nastrój paranoi, lecz bardziej przez fabułę i podobną relację małżeńską przypomina wybitne dzieło Polańskiego. I paranoja ta trwa w najlepsze niemalże do końca filmu. Oczywiście, najbardziej robi wrażenie w pierwszej połowie - w drugiej mamy już jazdę po całości i z trzymającego w napięciu thrillera robi się horror przemieszany z komedią.
W filmie nie brakuje całkiem mocnych scen, ale mnie i tak bardziej niż efekty przemocy przerażały sceny bezpośredniości i psychicznego znęcania się nad bohaterką tych, których małżeństwo gości w domu. Niektóre sceny robią niezły mindf***. Jak już wyżej wspomniałem, niektóre sceny są już tak niedorzeczne i niezrozumiałe (to znaczy raczej zachowania bohaterów takie są), że aż można wybuchnąć śmiechem. Są też i takie które, jak się wydaje, miały rozśmieszyć widza w swoim zamiarze. Dziwna sprawa, bo początkowo film wydaje się poważny, ale w drugiej połowie dzieją się takie rzeczy, że trudno nie powstrzymać się od śmiechu (absurdalny humor wygrywa). Dobrym przykładem będzie scena, w której bohaterka upomina swoich gości żeby nie siedzieli na niepodpartych meblach (kiedy każe im z nich po raz któryś już zejść, odpowiadają "skąd?"), co ostatecznie prowadzi do złamania i zalania domu.
Właśnie takie sceny potęguję paranoję bohaterki, co przenosi się na widza. Tutaj absurd miesza się z udawaną normalnością, a sen z rzeczywistością. Granica ta jest bardzo cienka, ale idealnie poprowadzona, co nie jest łatwym zadaniem dla reżysera. Aronofsky podołał temu zadaniu, co potwierdza jego klasę, choć w finałowych scenach filmu wydaje się, że ta granica trochę za bardzo się zarysowała i wyraźniej widać dwa różne światy. Niemniej, podobać się może konsekwentne podwyższanie napięcia w przeciągu całego filmu, aż do wspaniałej kulminacji w zakończeniu. No i symbolika religijna, która jest tu tak sprawnie wpleciona, że i bez niej film całkowicie zdaje egzamin, bo jest tak bogaty w treść.
Moja ocena: 8/10.