Odwołuje to wszystko, co napisałam poniżej. Niestety, raz się napisało, i nie da się wykasować ;)
Naszła mnie jeszcze refleksja odn. końcówki.
Końcówka jest bardzo bajkowa.
On {Bóg) wyjmuje z Matki kryształ symbolizujący miłość, i ta miłość daje mu siłę do tworzenia. Ale, abstrahując od bajkowej symboliki
Chodzi mi o periodyczność.
Film zaczyna się od sceny jak z rumowiska ( po spaleniu ) powstaje dom, a kończy się pożarem, żeby znowu odbudować dom.
Wyjmuje z Matki diament, ustawia go i historia zaczyna się od początku ....
Koniec historii jest jednocześnie jej początkiem ....
I tak over and over ...
Żeby znowu mogło się urodzić dziecko (Jezus), i żeby ludzie znowu mogli Go zabić.
Czy to nie jest persyflaż religii katolickiej, gdzie, co roku Katolicy świętują narodziny Jezusa ( i to nie wtedy, kiedy urodził się faktycznie), by potem świętować Jego śmierć? I tak rok w rok, uśmiercają Go, po to by mógł się narodzić .... albo odwrotnie
Wbrew pozorom nie można tego filmu zinterpretować w jednoznaczny sposób
Przez co podwyższam ocene. I odszczekuje ;) , film nie jest głupi, przynajmniej nie tak, jak uważałam na początku.