Trochę śmieszy mnie sytuacja, że tylu widzów tak dosłownie stara się przypisać interpretację biblijną do każdej sceny filmu, tylko dlatego, że są w nim pewne wzmianki do Boga i reżyser wspomniał w wywiadzie o "6 dniu stworzenia".
Ten film to raczej metafora, opowiadająca o powstawaniu kultu jednostki i zaślepienia fanów, którzy kierują się tym co powiedział guru i to nad-interpretują.
Dokładnie ten sam mechanizm działa tu - wiele osób nie potrafi oderwać się od jednego zdania reżysera i na siłę wciskają wizję pisma świętego w każdą scenę filmu.
Jak dla mnie interpretacja Boga nie powinna być brana dosłownie a jest raczej przenośnia i opisem jak bóg powstaje w oczach swoich wyznawców.