Zacznę od tego, że to nie jest horror. Może bardziej thriller, chociaż też nie jestem przekonana. Sam film, staje się jedną wielką metaforą - dla mnie - życia emocjonalnego artysty oraz jego najbliższych. Moralitetem o pysze, próżności, egoizmie, fanatyzmie, kulcie idola a z drugiej strony o czystej miłości, o kolejnej miłości, o poświęceniu i samotności.
Ciasne kadry budują klaustrofobiczny klimat, a dźwięki nadają psychodelicznego charakteru. Wszystko to bardzo strawne, ale czegoś tam brakuje.
Brakuje jakiegoś twista, jakiegoś nieoczywistego momentu, który spłynie na widza i go przygniecie. Bo film pozostawia niedosyt...niestety.