?Mr Brooks? to drugi film w dorobku reżyserskim mało znanego Bruce?a Evansa. Produkcja ukazuje historię tytułowego Earla Brooka, szanowanego właściciela fabryki, szczęśliwego ojca i męża, który jest dręczony przez swoją mroczną stronę, uosobioną w filmie przez Williama Hurta. Wewnętrzny głos przypomina mu o starym nałogu, który przez dwa lata pozostawał nieaktywny. Nie jest to jednak alkohol, papierosy, czy nawet narkotyki, lecz coś bardziej problematycznego ? zabijanie.
Film Evansa przedstawia upadek pana Brookesa, który poddaje się namowie swojej gorszej połowy i znów wraca do uzależnienia.
Fabuła dość niecodzienna mimo wszystko pokazuje typową walkę z uzależnieniem ? spór z własnym alter ego, kuszenie, szukanie pomocy u Boga czy spotkaniach z innymi uzależnionymi, chęć oraz niemoc zerwania z nałogiem.
Wbrew pozorom film nie jest dwugodzinnym raportem z kolejnych morderstw, choć opis fabuły mógłby sugerować historię pokroju ?Hostel?, bądź jakiegokolwiek innego przedstawiciela popularnego ostatnio gatunku torture porn.
Twórcy skupiają się na ukazaniu konfliktu wewnętrznego, rozmów ze sobą, poszukiwaniu pomocy. Same morderstwa zostają natomiast zepchnięte na drugi plan, choć to one są elementem, który spaja całą historię.
Duet głównych postaci, Kevin Costner i William Hurt, świetnie się uzupełnia, genialnie wspólnie prezentują się na ekranie. Widać podobieństwo wizualne dwóch aktorów jak i podobne zachowanie czy nawet poczucie humoru.
Nie umiałem oprzeć się wrażeniu, że Kevin Costner z wiekiem stał się podobny do Liama Nessona. Wydawało mi się, że jego twarz jak i głos łudząco przypominają irlandzkiego aktora.
Muzykę, której w filmie nie było zbyt wiele, stworzył Ramin Djawadi, kompozytor który stworzył m.in. tematy do serialu ?Prison Break?.
Wydawało się, że tworząc obsesyjny temat pana Brooksa korzystał z Clinta Mansella i jego pracy w ?Pi? ? główny motyw muzyczny w obu filmach był wyjątkowo podobny.
Niemniej jednak muzyka w ?Mr Brooks? choć oszczędna i nie wybija się na pierwszy plan, pozostaje dobra.
Podsumowując, należy wspomnieć, że ?Mr Brooks? to film udany, choć nie zachwyca oryginalnością poza pomysłem na uzależnienie głównego bohatera od zabijania. Także miło zobaczyć, że Kevin Costner, którego ostatnio nieczęsto widujemy na wielkim ekranie, ciągle świetnie gra.
Postać grana przez Costnera to oficjalnie spokojny i ważny mężczyzna, a w rzeczywistości obsesyjny morderca, tak więc po filmie pozostaje refleksja ? czy wszyscy ludzie, którzy nas otaczają, dali się dość poznać, czy może skrywają mroczne tajemnice, choć mogłoby się zdawać, że już świetnie ich znamy?
P.S. Co do muzyki jeszcze ? w kinie rzuciło mi się w uszy, że w chwilach ciszy (praktycznie wszystkich, począwszy od logo MGM na początku filmu) słychać było cichy pisk ? czy trafiłem na wadliwą kopię, czy był to zamiar reżysera, by wkomponować taki dziwny dźwięk w wiele scen? Było to co najmniej stresujące :P