Bezustanne podawanie w wątpliwość naszego przeżycia; niepewność, które z dwóch znaczeń, bo jest ich dwa, należy przyjąć do wiadomości. Oto klimat Davida Lyncha, najwybitniejszego w kinie amerykańskim właściciela własnej wizji. Widzowie oczekujący poprawnego spektaklu wychodzą w trakcie seansu zawiedzeni, ale ci, którzy okazali cierpliwość, stykają się z oryginalnym twórczym posłaniem. Tym razem Lynch wziął jako pretekst środowisko hollywoodzkie oraz thriller zazwyczaj uprawiany na ekranach. Na Mulholland Drive - jest to przedmieście Los Angeles - zdarzył się wypadek, z którego skorzystała dziewczyna zapewne uprowadzona, by uciec z rozbitego samochodu. Udzieliła jej pomocy młoda adeptka, zabiegająca o pracę w atelier; jednocześnie reżyser, który być może ją obsadzi, zostaje zmuszony do oddania roli osóbce protegowanej przez mafię. Gdy odkrywamy zwłoki innej jeszcze dziewczyny, zapewne również wmieszanej w intrygę, i gdy akcja dochodzi do kulminacji, wszystko się przekształca, deformuje, zaciera: dwie bohaterki prowadzą groźną grę lesbijskiej namiętności i nienawiści, postaci, z którymi zetknęliśmy się uprzednio, okazują się charakterami odwrotnymi, pogrążamy się w mroczny labirynt nie do odcyfrowania. Wyszliśmy ze snu, ale popadliśmy w kolejny sen. Nie starajmy się o pewność, bo wszystko może być ułudą; jeżeli poddamy się Lynchowi, zanurzymy się w atmosferze oraz w refleksji, jakiej żadne inne kino nie dostarcza.
sprostowanie?
to po co to wklejać do komentarza? no a potem dodatkowo punktować za sprostowania... oj, niedobrze...
już nie męcz...
A gdzie niby miała to wkleić? Doceń, że sprostowała i nie czepiaj już się. Pozdrawiam.
re ..
re Mam się cieszyć czy płakac - to była pomyłka...ale wiecie co? Najwięcej czepiają się chłopaki i to oni mają najwięcej do powiedzenia..
Pozdrawiam.