Muszę się przyznać, że na co dzień staram się omijać na dalekie odległości tego typu produkcje. Jednak jeśli chodzi o ten film, to zdecydowałem się go obejrzeć tylko dlatego, że osobiście polecił mi go najlepszy polski dokumentalista. Zrobił to oczywiście z poziomu ekranu, na którym oglądałem z nim wywiad, ale i tak było zajebiście.
Jako człowiek gustujący raczej w filmach, które nie mają zwyczaju uruchamiać u widza procesów odpowiadających za rozwikłanie zagadki - takiej czy owakiej - zastanawiam się po jaką cholerę dostarczać widzowi tak soczyście przesiąkniętej tajemniczością fabułę. Oczywiście uważam, że film nie może być zbyt tępy, że wymagałoby trochę u widza intelektem ruszyć. Lecz chciejstwo Lyncha w tej materii akurat w tym filmie uważam za przesadzone. Może w mojej głowie prym wiedzie ten rodzaj i typ inteligencji, który takich chciejstw nie akceptuje i dlatego trudno mi po obejrzeniu "Mulholland Drive" zakwalifikować go naprawdę wysoko, choć jak napisałem wcześniej polecił mi go osobiście najlepszy chyba dzisiaj polski dokumentalista. A trzeba przyznać, że rodowód inteligencki to On posiada i sama inteligencja faktycznie jest u niego wysoce ponadprzeciętna. Mi na ten przykład, jeśli chodzi o wspomnianą tajemniczość, wystarcza dawka, którą można było się pożywić przy kontakcie z produkcją Davida Finchera pt. "Siedem" (jeszcze brakowałoby tylko, żeby ten Fincher nazywał się Finch - mielibyśmy wtedy dwóch Davidów; jednego Lyncha, a drugiego Fincha - hihihi). Lynch wyraźnie przesadził z wymaganiami. Oczekuje On od widza, że dobrze mu zrobi gdy przez sto czterdzieści minut będzie stale bombardował samego siebie pytaniami i stawianiem wszelakich hipotez odpowiadających na nie. Nie chcę się mądrzyć, ale Lynch szukał w takim razie targetu wśród mocno schizofrenicznych umysłów. nie mniej jednak po obejrzeniu całości trzeba przyznać, że film jest dobry. Choćbym nie wiem jak nie lubił tych zagadek, to film w całej rozciągłości, nie pozwala iść chociażby się wysikać. Lynch faktycznie trzyma widza króciutko na swojej smyczy i umiejętnie go kontroluje. W moim przypadku niestety, na koniec Lynch musiał przeżyć zerwanie przeze mnie owej smyczy z dość dużą nutą rozczarowania i przyjąć na swój tylną godność dość masywnego kopa. Nie mniej jednak na tym kończę i czekam na smycz nastepną, po której kopać ochoty mieć nie będę. Pytanie więc brzmi: kim jest ów polski dokumentalista z imienia i nazwiska ?
Obawiam się szeri że nazwisko owego TAJEMNICZEGO DOKUMENTALISTY o którym wspomniałeś w poście aż 3 razy nikogo nie interesuje :D
"W moim przypadku niestety, na koniec Lynch musiał przeżyć zerwanie przeze mnie owej smyczy z dość dużą nutą rozczarowania i przyjąć na swój tylną godność dość masywnego kopa."
łoj, łojej!
(twój post można podsumować: mało o filmie doźo o sobie ;-))
Jedni robią filmy dla masowego widza inni dla wnikliwych. Zastanawia mnie że w liście filmów do obejrzenia masz 3 pozycje Koterskiego, który przecież nie tworzy banalnych komedii (chociaż z pewnością cześć jego fanów spoczywa na tej warstwie - podobnie jak w przypadku filmu "Rejs"). Od siebie natomiast polecam raczej filmy z C. Pazurą w roli Adasia Miałczyńskiego: "Ajlawiu" i "Nic śmiesznego".