Wychodząc z Mulholland Drive słyszałam z wielu stron podobne zapytanie... "O co w ogóle tam chodziło? " Pewien mój przyjaciel, krytyk i znawca kina dodał: A o co chodzi w życiu... ?
I poczułam wewnetrzny bunt, że przecież taka enigmatyczna ni to odpowiedz, ni to refleksja, nie może być jakimkolwiek wyjaśnieniem Lynchowskiego Mulholland. Bo w życiu chodzi przede wszystkim o wyłuskanie sensu egzystencji, która w filmie Lyncha nabiera absurdu i z każdą minutą odbiera nadzieję na rozwikłanie jej zagadki... zostają tylko niepokojące ogólniki.