Film raczej znany szerszej publiczności, ale mi przez te dziewięć lat, które upłynęło od premiery nie dane było go obejrzeć, więc wczoraj postanowiłem nadrobić zaległości. Śtarożytne cywilizacje, przygoda i niezła dawka humoru, zapowiadał się ciekawy wieczór. Czy taki faktycznie był? No cóż, nie dokońca...
Biorąc pod uwagę tematykę filmu nie trudno było o skojarzenia z rewalacyjnym filmem Spielberga "Poszukiwacze zaginionej Arki", ale, że chciałem być w miarę obiektywny wszystkie porównania od razu poszły w kąt. Od samego początku film charakteryzuje całkiem spora dawka humoru, który w ogólnym rozrachunku zapisuję się raczej na plus. Co prawdo nie raz i nie dwa okazuje się, że żarty serwowane nam przez Stephena Sommersa bawią chyba tylko jego, ale jest też kilka całkiem niezłych tekstów. Można, a w zasadzie to nawet trzeba zarzucić filmowi brak jakiejkolwiek inowacyjności. To wszystko co mam nam do pokazania reżyser już gdzieś widzieliśmy, schemat goni schemat. No ale najwidoczniej Sommers wolił się skupić bardziej na tym co sprawdzone i co przyniesie zyski.
Aktorzy całkiem nieźle wywiązują się z powierzonego im zadania, ale nikt jakoś specjalnie swoją grą nie powala. Brendan Fraser, którego filmowa postać O'Connell potrafi zrobić użytek z mięśni i inteligencji oraz posiada taki zawadiacki sposób bycia wypada w miarę przekonująco. Na Rachel Weisz w zasadzie to przyjemnie jest tylko popatrzeć bo jej rola raczej nie wymagała od niej pokazania wielkich umiejętności aktorskich, które nawiasem mówiąc na pewno posiada. Na plus również wyróżnili się John Hannah grający trochę fajtłapowatego brata naszej pani archeolog, a także Arnold Vosloo, który gra złowrogiego Imhotepa, obie postaci nadają filmowi kolorytu.
Osobom zafascynowanym starożytnym Egiptem może spodobać się scenografia, choć ta czasami wydaje się jakaś taka plastikowa, głównie jeżeli chodzi o wnętrza Hamunaptry. Reżyser chyba trochę nie wykorzystał potencjału jaki jest w Egipcie, zdecydowanie za mało mamy ujęć pokazujących piękno tego kraju, wszystko skupia się głównie na akcji. Od strony wizualnej oczywiście poza ciut plastikową scenografią wnętrz i brakiem zapierających dech w piersiach naturalnych widoków nie można chyba się do niczego specjalnie przyczepić. Efekty specjalne wykorzystane w filmie, mimo, że trochę już lat na karku mają to wciąż trzymają poziom.
Zbierając wszystko do kupy "Mumia" to film w którym na próżno doszukiwać się inowacji bo ich tu zwyczajnie nie ma, wszystko opiera się na wykorzystawanych już nie raz i nie dwa schematach. Widzom, którzy od filmu nieoczekują, że rzuci ich na kolana dzieło to może przypaść do gustu. Pewnie gdybym był te pięć lub sześć lat młodszy to był bym filmem zachwycony, jednak teraz pozostaje całkiem spory niedosyt.