Reżyser i scenarzysta Eric Badros przenosi nas w niedaleką przyszłość. Stajemy się obserwatorami ale nie działania rozwiniętych technologii, które są nieistotną otoczką filmu lecz relacji między człowiekiem , a stworzoną na jego obraz i podobieństwo istotą.
Rozpaczający po utracie ukochanej artysta, odcina się od świata, popada w niemoc twórczą i nie opuszcza mieszkania. Korzysta z usług firmy, która jest w stanie wyprodukować na bazie jego DNA i dość niejasnej analizy fal mózgowych tzw. Muzę zdolną pokochać go bezwarunkowo, co ma doprowadzić do trwałego i szczęśliwego związku. Artysta płaci 8 000 kredytów( zapewne dużo) i akceptuje dość surowe warunki umowy.
Muza puka do jego drzwi, on potwierdza jej przyjęcie i zaczyna się. Muza z jakichś względów nie przypada mu do gustu, więc próbuje ją zwrócić, ale okazuje się, że nie spełnił warunków wymaganych przez firmą i dlatego otrzymał zwrot pieniędzy więc firma nie wie, kto do niego przyszedł. Muza w postaci atrakcyjnej kobiety przysysa się do niego i nagle panu artyście wietrzeją z głowy wspomnienia o narzeczonej i ulega pokusie, chociaż jest przekonany, że ma w domu Muzę, a nie pracującą w cateringu przypadkową kobietę.
Pierwszy etap ich związku ilustruje wymiana poglądów:
„-Jesteś wariatką!
-Dlatego mnie kochasz.”
Niestety Jack czuje się osaczony, zniewolony i wypędza Muzę. Ta nie daje za wygraną. Próbuje po dobroci, a gdy nie osiąga celu, wali partnera kijem w łeb po czym wmawia mu skutecznie, że się przewrócił i rąbnął w głowę. Ta metoda nie sprawdza się więc nagle piękna dziewczyna przemienia się w psychopatkę o rozwiniętych skłonnościach sadystycznych i męczy pana artystę. W końcu uwalnia go z łańcuchów. On ponownie odzyskuje motywację do pracy i tworzy obrazy przy wykorzystaniu nieznanych mu przez zaniedbanie nowych technologii. Co prawda czyni to pod lufą nieudolne trzymanego przez panienkę rewolweru ale ma czas , by ponownie poczuć zniewolenie wiec dusi gadzinę i wychodzi z mieszkania, by pooddychać świeżym powietrzem. Nie długo, bo czeka go dożywotnie więzienie.
Cała ta historia okazuję się manipulacją ludzi dążących do przyznania Muzom praw człowieka. Postać Jacka jest jest płaska i mało prawdopodobna psychologicznie. Aktor nie sprostał zadaniu, chociaż rola dawała mu spore możliwości. Sytuację ratuje mogący budzić grzeszne myśli rudzielec i opowieść jakby żywcem wyjęta ze współczesnych kronik kryminalnych.
Efekty specjalne nie powalają. Można mieć wrażenie, że jakieś potworki zagnieździły się w telewizorze i bazgrzą po ekranie od środka.
Nie wiem dlaczego autor wprowadził akcenty z lat pięćdziesiątych XXw. potrzebne w filmie jak klown na pogrzebie: płyty winylowe, szafa grająca, muzyka, sukienki Muzy. Nostalgia?
Przesłanie filmu?
Ostatnie słowa brzmią „Wolność to rzecz dziwna”(?).
Może gdyby autor skoncentrował się na walce o władzę poprzez tworzenie odpowiednio zmodyfikowanych posłusznych Muz, można by poczuć lekki zapach kubrikowskiej pomarańczy, tyle że nie mechanicznej ale trochę nadgniłej.
Film da się oglądać i na pewno znajdzie swoich zwolenników. Trudno się na mim nudzić ponieważ widza ciekawi zakończenie.
Jeżeli „wolność to rzecz dziwna” wolno odczytać przesłanie filmu; najlepszym lekiem na agorafobię jest uduszenie partnerki. R.I.P.