klimat wyjątkowy owszem, w ścieżce mogłyby się znaleźć piosenki Steda z włóczęgi.taki jeansowo-poetycki klimat.trochę ciekawej metaforyki.dobrze to zagrane.zdjęcia bez rewelacji,estetyczne po prostu,oprócz jednej wpadki.idea-przesłanie ciekawe.ALE namiłybóg wątek zauroczenia reprezentuje odgrzewany romantyzm typu mickiewiczowskiego.bywa ckliwie i mdło.jako ciekawostkę polecam.
Nie znalazłem żadnego innego krytycznego (choćby odrobinę :)) wątku, więc podepnę się pod ten. Mam 35 lat, więc zahaczyłem jeszcze dzieciństwem i wczesnym "nastolętwem" o schyłkowy PRL i wydaje mi się, że odrobinę choćby czuję te klimaty. Lubię też Stasiuka i Stachurę. Tyle, że oni opowiadają o tej poezji siermiężnej prostoty, błogostanu nudy wolnej od wyrzutów sumienia, oraz kumpelstwa, wspólnoty i naturalności w sposób nieporównanie bardziej przekonujący i naprawdę urzekający. Ten film to niestety groszek domyślnej głębokości i nostalgii opakowany w zwały banału i irytującej szczeniackości.
Spotkali się kumple na wakacjach w rodzinnej, wiejskiej okolicy. Kiedyś byli blisko -- łączyły ich chłopięce marzenia, fantazje o przygodach, wypracowane hierarchie, doświadczenia, wspólne przeżycia. Teraz próbują to jakoś odtworzyć, ale każdy jest jakby z cokolwiek innej bajki. No i okej. Ale dlaczego nie próbują się jakoś poznać teraz na nowo? Jakoś tak "doroślej", a może po prostu _szczerze_? Naprawdę odczuwają potrzebę tego "obwąchiwania się", stroszenia póz, udawania szczeniaków? Naprawdę coś daje im ta gra? A może chodzi właśnie o to, żeby było tak fałszywie i żeby ich kumpelstwo stało się tak dotkliwie tandetną namiastką ich dawnej przyjaźni, żeby mogli się już ostatecznie rozstać bez żadnych złudzeń, że jest jeszcze jakikolwiek powrót do dawnego życia -- żeby mogli ostatecznie zerwać z dzieciństwem?
No cóż, ta teza ma chyba sens. Nie zmienia to jednak faktu, że nie zrekompensowała mi ona raczej tej przeszło godziny śledzenia fabuły sprowadzającej się do popisów dość prostackiego sztubactwa, picia wina, włóczenia się bez sensu, nudzenia się, prawienia sobie wzajemnych docinków, jakiegoś niedowarzonego romansu i strzelania fochów na ekranie.
Lato, wakacyjne uczucie, nostalgia do dzieciństwa, wchodzenie w dorosłość, przemiana, koniec i początek... Jedne z najfajniejszych tematów. Jak widać, można zrobić o nich bardzo przeciętny film (miejscami irytująco schematyczny, infantylny i znamionujący brak pomysłów (epizod z przyjezdnymi studentkami)) i mimo to zachwycić wielu odbiorców.
haha! oby dziś jeszcze ktoś w Polsce umiał kręcić tak "przeciętne, irytująco schematyczne, infantylne i bez pomysłów" ( a jednak jakimś cudem zachwycające!) filmy. ośmielam się twierdzić, że polskie kino by na tym nie straciło. A Tobie najwyraźniej nic się w tym filmie nie podobało, może od zawsze byłeś dorosły i nigdy nie piłeś z kumplami wina pod drzewem, nie wygłupiałeś się, nie wyrywałeś lasek, nie "włóczyłeś się bez sensu" ani nie przeżyłeś pierwszego zauroczenia. A może robiłeś to wszystko tylko oczywiście głębiej i mniej banalnie, w żadnym razie "szczeniacko".
Wytrzymałem z pół godziny i uważam je za stracone. Szkoda poświęcać czas na taki gniot.
Nic się nie dzieje. Bzdurne dialogi. W ogóle nie oddaje klimatu lat 60 chyba, że przez krzywe zwierciadło.
Nie wiem czemu ten film ma takie wysokie oceny. Może oceniali go sami "twórcy" i wykonawcy?