Świetny pomysł, niezły początek i marny ciąg dalszy.
Opowieść o kretynach, którzy w niebywały sposób pozbawiają się życia mogła być komedią sezonu, ale zamiast tego wyszło umoralniające kazanie o życiu na krawędzi, życiu w związkach partnerskich, życiu bez perspektyw i życiu w ogóle. Polotu w tym niewiele, sensu także. I w tą całość wplecionych zostało kilka scenek mających charakter kabaretowych wygłupów, w których frajerzy pozbawiają się życia. I rzeczywiście one są najśmieszniejsze mimo swego tandetnego, slapstickowego rodowodu.
Niestety Finn Taylor (miał ponoć rewelacyjny debiut w postaci filmu „Pół sen, pół ryba”) gubi gdzieś w tym wszystkim sens, bo z jednej strony chce zrobić komedię dla masowego widza, z drugiej operuje psychologią i refleksją dla tego bardziej wymagającego. Nie potrafi jednak tego zbalansować, w efekcie czego, zamiast pozytywnych wyróżnień, prędzej może liczyć na nagrodę…Złotej Maliny.
Dodatkowa, czwarta gwiazdka za udział Metalliki. „Sad but true” śpiewają chłopaki. Niestety film jest marny – sad but true…
Moja ocena - 4/10