Jakoś tak mnie nie poruszył ten film, owszem piosenka "Shallow" ładna, Lady Gagę lubię, ale tak właściwie to przez pierwszą połowę filmu czułam obrzydzenie niechlujnym wyglądem Jack'a (co pewnie było zamierzone) a przez drugą czekałam kiedy film się skończy bo jak zwykle duża cola i samozaparcie żeby nie przerywać filmu dały się we znaki. Highlight'em było pojawienie się Willama.