Oglądałem film z żoną - pod koniec nie wiedziala czy śmiać się czy płakać, gdy przewidywałem kolejne wątki i sceny z filmu.
I płaski... łącznie z takim kiczowatym aspektem jak dużo słabszy wokal Ally w pierwszym wykonaniu, który nabiera mocy niczym brzydkie kaczątko zmieniające się w pięknego łabędzia. No żesz jaka bida intelektualno-emocjonalna.