"Sympatyczne", bo studium psychopatii może się mrocznie kojarzyć. To wprawdzie nie jest lekki i przyjemny film ale też nie przytłacza. Ogólnie jest optymistyczny i miejscami całkiem zabawny.
Sprawnie zarysowany portret nauczycielki moim, amatorskim, okiem dobrze oddaje niuanse osoby pozbawionej empatii. Otoczenie i jego reakcje na jej działania są równie sprawnie przedstawione i dają do myślenia.
Przeplatanie czasu pozwala łatwiej zrozumieć związki przyczynowo skutkowe ale też trochę "zmiękcza" ten film. Dzięki temu, że wiemy część z tego co się stanie (ale nie wszystko), nie przeżywamy aż tak boleśnie niesprawiedliwości, która dotyka bohaterów.
Napisałam to w osobnym temacie, ale jest dla mnie osobliwym, że ktoś może odebrać ten film jako "sympatyczny". To przecież taki zabieg twórców, forma, w którą wtłoczeni są bohaterowie. Wszystko jest taki miłe, zgodnie z konwenansami, ale przecież jednocześnie bardzo sztuczne i... nieprzyjemne właśnie. Poza tym polemizowałabym, że film jest optymistyczny. [SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER SPOILER ] Szczególnie z uwagi na ostatnią scenę.
[SPOILER] Sympatyczny, nie obiektywnie, ale w stosunku do tego jak ciężki ten film mógłby być. Postać nauczycielki - brak empatii, manipulacja innymi, nieprzykładanie się do własnej pracy - to objawy psychopatii (czy moja amatorska psychoanaliza to dobrze odgadła to inna sprawa). Film o psychopatce można było nakręcić w sposób który byłby dużo bardziej nieprzyjemny i niepokojący w odbiorze. Optymistyczny, bo jednak ludzka solidarność zwyciężyła. A ostatnia scena, no cóż, była po prostu realistyczna, psychopata nigdy się nie zmieni.
Zupełnie nie zrozumiałeś przekazu tego filmu jak słusznie zresztą ktoś Ci to wytknął w poprzednim poście. Pominąłeś najważniejsze, czyli tło historyczne. Ten film jest w pewnym stopniu ukazaniem absurdów poprzedniego ustroju, które - bardzo często w niezmienionej postaci - przetrwały po dziś dzień. Kwintesencją tego jest właśnie końcowa scena.
DZIEKUJĘ Dzida, mialem cos powiedziec, ale twoja wypowiedz wystarczyla za 100 moich...
Ja widzę psychologię, Wy historię. Czemu uważacie, że Wasz odbiór jest jedyny właściwy? Dla mnie dobry film to nie łamigłówka "co scenarzysta miał na myśli", ale przekaz, który rezonuje z wrażliwością, inteligencją i wiedzą widza skłaniając go do refleksji i przemyśleń. Mnie skłonił do innych przemyśleń niż Was: plus dla filmu.
Zgadzam się z autorem postu początkowego ,że tło historyczne było raczej mało istotne. Chodziłem do szkoły podstawowej w latach siedemdziesiątych ub.wieku czyli w czasach "realnego socjalizmu" i o podobnych "numerach" nawet nie słyszałem w opowiadaniach. Moim zdaniem Hrebejk drastycznie przejaskrawia by uzyskać zrozumiałą i uniwersalną opowieść o oportunizmie. O klakierstwie,o wazeliniarstwie,o kolesiostwie.O walce jednostek z machiną urzędniczą,z "panami". O biernych,miernych,ale wytrwale kochających każdą aktualną "władzę" .
Ostatnia scena jest podsumowaniem całego filmu - bydle drzemiące w człowieku jest nieśmiertelne,ujawnia się w różnych czasach i różnych konfiguracjach.
Boję się,że to bydle mieszka w każdym z nas i tylko od nas zależy czy udaje nam się dać mu odpór !
Jak pokazują setki przykładów w Polsce Anno Domini 2017 takich indywiduów wykorzystujących swą władzę,znajomości,zdawałoby się nietykalnych i chamskich do granic możliwości są dziesiątki,a może i setki tysięcy.
Najgorsze jest to,że oportunistów i tchórzy można liczyć w milionach.....
Gdyby we współczesnej Polsce powstał taki film zostałby zakrzyczany jako "pisowski".
Dla mnie osadzenie w konkretnym czasie i miejscu - zasadnicze. W wolnym kraju szybko by się takiej pani nauczycielki pozbyto ze szkoły i jeszcze może poszłaby do więzienia za przyjmowanie korzyści majątkowych. Natomiast w komuniźmie pani była praktycznie nietykalna, jako członek partii komunistycznej.
[SPOILER MOŻLIWY]
Też mi się do pewnego momentu seansu wydawało, że to kolejny film "rozliczeniowy" z czasami "komunistycznymi". Ale tło historyczne okazało się tu jednak mało istotne, o czym Hřebejk dobitnie dał znać ostatnią sceną. To świetnie skonstruowany film, w którym reżyser pogrywa z widzem i na koniec pokazuje mu figę z makiem, mówiąc: "a kuci, kuci, leniuszku intelektualny - to nie o "zły komunizm" tu chodziło".
Ale nie powiedziałbym, że chodzi tu o psychologię - skreślenie portretu psychopatycznej jednostki. Hřebejk - tak jak już we wcześniejszych filmach się zdarzało - środek ciężkości kładzie na społeczność i jej funkcjonowanie. Nauczycielka Drazděchová jest katalizatorem, ale nie o jej portretowanie tu chodzi - a o reakcje społeczności na zderzenie z brutalną, bezczelną i często niewidoczną władzą - choć tu akurat mającej twarz poczciwej kobieciny.
Dla mnie jeden z ważniejszych filmów współczesnych z naszej części Europy, pokazujący pewne zjawiska charakterystyczne również dla społeczeństwa polskiego. Duży ciężar gatunkowy, choć w charakterystycznej dla czeskiego kina dość lekkiej formie, co tu akurat może być nieco zwodnicze.