Z technikalii to napewno jest estetycznie. Minimalizm idzie w parze ze stanem psychicznym aktorki, a detale grają pierwsze skrzypce w tym cichym, emocjonalnym nokturnie. Zaś sam klimat nie jest już taki majestatyczny, muzyki czy ambientu tyle co kot napłakał, jedyny z jej ważniejszych momentów następuje w ostatniej scenie do której zresztą nie pasuje, wyszło to groteskowo (nawet jak na psychologiczny dramat w body-horrorowej formie) i pretensjonalnie. Film również ma to do siebie, że lubi się dłużyć, ale w taki niefajny sposób. Aktorstwo jest nierówne, mamy bardzo dobrą role głównej bohaterki oraz jej ojca, oraz drewniaki w postaci całej reszty "wesołej" rodzinki. Co do fabuły to jest napisana i oddana z pieczołowitością a skróty myślowe reżysera są jak najbardziej znakomitym wyrazem szacunku co do widzów, bo autor wierzy, że nie trzeba ich trzymać za rączkę w każdej kolejnej scenie. Polecam, 6.5/10.