Odzyskać wolność od spełniania czyichś oczekiwań. Odzyskać możliwość decydowania o swoim ciele. Odzyskać autonomię i niezależność. To o tym jest ten film. Bez wielkich fajerwerków, dramatyzmu - porusza kwestie podstawowe dla każdej kobiety. Bo to film zdecydowanie feministyczny. Galeria dziewczyn w ostatniej scenie filmu, mówi nam że dotyczy to każdej z nas. Z pozoru wyglądamy ok. Ale co się kryje za poprawianiem makijażu?
Film wydaje się być stylizowany na lata 50/60te. Bohaterka jest jak amerykańskie idealne panie domu, wymazane ze społeczeństwa, wiodące puste życie, w pustym domu czekające na męża - właściciela ich życia. Właśnie to "idealne" życie stalo się impulsem dla druguej fali feminizmu. Dla bohaterki jest impulsem do przejecia władzy nad sobą.
Od początku film jest mooocno przewidywalny. Bogata rodzinka, piekna chałupa, krawaty. Już pierwsza "rozmowa zdradza, że mąż nie ma dla żony czasu. A potem rezyserka meczy to przez kolejne minuty do bólu... az bohaterka trafia na leczenie. No i tu zaczyna się film. Przypomina mi to osoby w anoreksji, które chca miec kontrolę nad własną wagą. Bo i tu mowa o schorzeniu psychicznym. Co warte uwagi? Moment rozmowy tel. z mezem gdy opuszca dom? Kontrola od poczatku do konca nad osobą, która nie powinna zmiec kontroli, a jednak jest w ciazy i moze w kazdej chwili zrobic dziecku krzywde? Jakie jest wyjscie poza terapią? Dlatego nie traktuje tego filmu jako kina feministycznego. (A jeśli tak, to w złym znaczeniu , słowa feminizm, :) Dalej. Zakonczenie siłowe. Po rozmowie o przebaczeniu, krzywdzie, z "ojcem", nie trzyma się logiki. No chyba ze tak ma wygladac feminizm ;) Dla mnie to przede wszystkim film o chorej, rozchwianej emocjonalnie kobiecie (tak tez mozna tłumaczyć ja ostatnią decyzję. Czy jedna rozmowa z ojcem moze wyleczyc takie zaburzenia? I stąd ta jej decyzja)
Inna sprawa jak sie poznali, ona i przyszły mąż? Domyslamy się, że silny facet szukał kury domowej. Ale aż takiej? To dla mnie prędzej film o osobach z problemami psychicznymi, o potrzebie kontroli, o skryptach, które mamy w głowie, o niedojrzalosci emocjonalnej, a i tez o osobach, które wchodza w posiadanie osób toksycznych (są też modliszki :) . Przegadany, powtarzalny w miejscach, gdzie moznaby spokojnie wnieść nowe, ciekawsze wątki do fabuły. Stad ode mnie nota tylko 6.
Can I have a hug? - wygrywa. Tylko obawiam się, ze rezyserka filmu tego nie dostrzegła...