Dawno nie widziałem tak logicznego filmu w którym nie ma nic do czego można się doczepić. Zazwyczaj w filmach Sci-Fi są błędy logiczne, tutaj nie ma takiego, a jestem bardzo surowym krytykiem.
Świetny scenariusz, świetne efekty specjalne, czego chcieć więcej?! No i te nowinki techniczne, uwielbiam to:)
Ostatni dobry Sci-Fi jaki widziałem to Pandorum. Prometeusz mnie nie zachwycił, był przewidywalny, za to ten film podnosi poziom.
PS. wiemy, że Cruise jest Scientologiem, ciekawe czy były elementy w filmie, które do tego nawiązują.
tak na marginesie oglądałem sklejaną filmówkę nie pamiętam ile minut miała xdd hu* nic nie pisze jak znowu nie oglądnę pewnej wersji
Jak dla mnie największym błędem logicznym tego filmu była sama inwazja maszyn w celu zdobycia bogactw naturalnych ziemi. Kosmos jest pełen wody , asteroidy, zamarznięte planety, bogactw naturalnych tez tam nie brakuje. To trochę bez sensu. To tak jakby miliarder napadł na staruszkę i zabrał jej emeryturę.
Przecież było powiedziane, że 'oni' zrobili tak już z setkami planet a Ziemia jest tylko kolejną.
I to coś tłumaczy, Twoim zdaniem? Przecież kolega napisał - po cholerę wdawać się w wyniszczającą wojnę, skoro to samo można zdobyć w prosty sposób? Pomysł wyjściowy filmu - czysty idiotyzm
Dokładnie tak . Można było dać obcym jakiś bardziej wiarygodny pretekst do ataku na ziemie. Np. inwazja w celu osiedlenia się , lub w wyniku ofensywnej doktryny. Jeżeli chodzi o maszyny to już nawet taki Borg ze star treka był dużo lepiej przemyślany. Poza tym film całkiem dobrze mi się oglądało, plusy za muzykę, zdjęcia i poprawne efekty. Minus to to o czym pisałem. Ciężko ostatnio o dobry film sf, ten jest jeszcze do obejrzenia.
ta jakiś maniak tutaj mówi że się czepiam szczegółów haha jak już błędy w logice filmu mu wymieniłem to stwarza pseudo argument czepiania się pff np gdy robot zabijał ludzi za-hibernowanych Jack mordę wydarł i kazał uciekać robotowi i ten zostawił babkę za-hibernowaną ta jasne haha to maszyny działały konsekwentnie super statek matka nimi na pewno sterował i rozwalili by w takim przypadku Jacka i tą za-hibernowaną babkę którą zgadnijcie co oryginał jacka znał! jakisz zbieg okoliczności no jak w tej piosence ty jedna na milion oo tylko troche bym to zmienił ty jedna na 100 milionów ooo znałem cie! to że dron odleciał to kolejne nieporozumienie haha momentami ten film śmieszył wręcz
Śmieszne to masz komentarze. Jeszcze ani razu nie odniosłeś się do tego co pisałem ... tylko walisz następne komenty pod kolejnymi wpisami..
Wybacz, ale znudziło mi się tłumaczenie każdej sceny. Moja córka miała 3 pytania dotyczące filmu w kwestiach których nie zrozumiała. TY jesteś KOPALNĄ NIE WIEDZY. Co scena to coś czego nie rozumiesz, nie doczytałeś , nie oglądnołeś.
Kurde, naprawdę współczuję. Musiałeś się strasznie męczyć oglądając film w którym każda scena przerastała intelekt. MASAKRA!.
Kto powiedział, że wyniszczającą? Dla kogo? Chyba tylko do Ziemian i planety. Zgadzam się, że pomysł z inwazją (surowce) jest mocno naciągany i to chyba przeszkadza najbardziej. Dałbym filmowi 6 ale w czasach kiedy sci-fi w tym stylu właściwie nie powstaje taki mix Moon, pomysłów K. Dicka i paru innych zasługuje na 7. Mnie trapi jeszcze coś, napisałem o tym w innym temacie ale nie wiem czy ktoś mi tam odpowie więc wklejam to tutaj:
Julia była żoną Jacka. Tak? Przynajmniej tak twierdziła. Mieliśmy scenę samych oświadczyn, potem wg chronologii wydarzeń musiał być nieszczęsny lot na Tet. Dlaczego więc po rozbiciu statku Odyseja na Ziemi, po którym to Jack znajduję Julię na kapsule mamy nazwisko panieńskie (Rusakova) a gdy on i Malcolm są już na powierzchni Tet chwilę przed eksplozją widzimy Julię na Ziemi, która budzi się a na klapie kapsuły mamy nazwisko Harper? Błąd? Tak miało być i czegoś tu nie kumam?
Wyniszczająca oczywiście dla Obcych i dla ludzi, jak się okazało - w końcu oberwali bombką, co ich skutecznie wyniszczyło, więc wojna była kompletnie nieopłacalna (nawiasem mówiąc który to już film z tym motywem bombki transportowanej na statek Obcych? Przypomina mi się "Dzień niepodległości", "Gwiezdne wrota", ostatnio "Człowiek ze stali"; kolejny zgrany motyw). Co do tych nazwisk - chyba niedoróbka; jedna z mniejszych.
Indianin o konkwistadorach:
"Ta inwazja to czysty idiotyzm. Hiszpanie chcą tylko złota. Po co im ono, skoro do niczego nie służy, a sami mają przecież żelazo i lusterka, które są od złota o wiele fajniejsze. Po co zabijają nas i narażają się na Wielki Gniew Naszego Wszechpotężnego Boga, dla do niczego niepotrzebnego złota?"
Z czego to cytat? Inwazja z punktu widzenia Hiszpanów nie była idiotyzmem - pomyśl.
Trudno porównywać inwazję wysoko rozwiniętej cywilizacji, która przewyższała o ileś tam razy technologicznie Ziemian z inwazją konkwistadorów na chociażby Azteków.Hernán Cortés z oddziałem 500 żołnierzy podbił Azteków - lud, który wystawił armię o sile około 200 tys. ludzi.
Zresztą: "Podbijane wielkie milionowe społeczeństwa Azteków i Inków padły ponadto, w dużej mierze, ofiarą swych własnych religii, gdyż początkowo Indianie uważali białych najeźdźców za wysłańców bogów."
Było tak w filmie? Theta przyleciała i zamiast po prostu "wessać" Ziemię (idiotyczny pomysł, bo przecież gwiazd w uniwersum dostatek, ale nie ... uparli się na Ziemię) za jednym zamachem trwonii niesamowite ilości energii po to tylko, żeby masa klonów nie dowiedziała się o swoim istnieniu i dlatego, że ludzie są w końcu lepsi w naprawie i konserwacji dronów. Ma to w ogóle jakiś sens ? Nawet na standardy sci-fi ... khmmm Nie. Żadnego! I o tym jest ten film.
Oj widzę chłopie, że ciężko ci idzie myślenie. Jak się już czegoś uczepisz to za nic nie potrafisz spojrzeć na sprawę z innego punktu widzenia. A ja ci chcę pokazać, tu i w wątku z numerami, że po prostu za mało wiesz, bo to nie jest instrukcja do role-playera tylko film. I to film s-f. Ja tez dostrzegam w tym filmie dziury scenariuszowe, ale nie takie, które dałoby się prosto wyjaśnić. Twoje wątpliwości różni dyskutanci próbowali rozwiać przez tłumaczenie - daremnie. Więc spróbowałem inaczej.
To błędne wnioski wysnuwasz. Jeżeli się czegoś tutaj czepiam to rzeczy raczej bardzo oczywistych i zapewniam Ciebie doskonale zrozumiałych przeze mnie. Jeżeli jest tak rzeczywiście, że za mało wiem ( w sensie nie mam dostatecznej ilości danych aby stwierdzić, że tak miało być i taką ten film miał mieć formę? czy tak generalnie za mało posiadam informacji, aby się wypowiadać w tym wątku?).
To może podziel się z nami (ze mną) tymi dziurami scenariuszowymi, które trudniej wyjaśnić (jeżeli wszysktkie te prostsze zostały już wyjaśnione). Jak śpiewał Sting:"I have only come here seeking knowledge" także, enlight me please :)
Tak! Muszę z całą pewnością stwierdzić, że tak. Muszę! Dziękuję jednak za tę poprawkę.
Skoro już mowa o językach to warto zwrócić uwagę na to, że w polskim zdania zaczynamy z dużej litery i istnieje jeszcze coś takiego jak interpunkcja. Widzisz... czego to się można nauczyć na takich portalach jak Filmweb.
Także Ty się postarałeś, bo przecież o to chodziło, żeby "delikatnie" zwrócić mi uwagę. Jak już powiedziałem dziękuję za korektę i mówię to szczerze. Jednak... cóż... jest to "dyskusja" o filmie "Niepamięć", a w pewien sposób odbiegamy od tematu. Może podzielisz się zatem jakimiś swoimi spostrzeżeniami na temat filmu? Z chęcią przeczytam co masz do powiedzenia w tej materii (tak dla odmiany).
Film mnie nie zachwycił. Rozczarowały mnie nie tyle niedorzeczności, co stare, oklepane chwyty. Przykład: Scena z dronami pod koniec, gdy leci ich cała chmara na kolesi, którzy dopiero co otworzyli wrota do swojej kryjówki (chcieli przewietrzyć?) i widać, że będzie masakra, ale oczywiście Tom Cruise zdążył w ostatniej chwili rozwalić monolit i drony - już przed samymi wrotami - spadają unieszkodliwione. Albo scena jak Cruise wlatuje w monolit i widzi tysiące klonów - tu też musieli nam, widzom debilom, pokazać te klony, żeby nie było żadnych niedopowiedzeń, że ich były tysiące.
To cytat z Twojego spojrzenia na świat. Ja wiem, że z punktu widzenia Hiszpanów nie była idiotyzmem, tak samo jak z punktu widzenia Tety.
Obecność grawitacja podczas lotu orbitalnego nie przeszkadzała? Brak wichury że łeb urwie na wysokości wieży mieszkalnej też ok? Brak pary z ust na tej wysokości(powyzej chmur a wiec punktu rosy) tez ok? Lot w kanionie bez przeciążeń też normalka?
Cały pomysł z inwazja jest do bani.
Widać niewiele "logicznych" filmów obejrzałeś.
Pandorum świetny ale takie filmy rzadko się pojawiają mi przypominał nieco klimatem ekranizacje gry Dead Space tylko że ją zmiażdżył w każdym calu
Końcówka wprawdzie żywcem wyjęta z Dnia Niepodległości, ale ogólnie bardzo dobra produkcja.
Taki logiczny, ale w kosmosie w statu obcych inteligentnych maszyn mają tlen dla ludzi :)
Na to można odpowiedzieć, bo na tym statku przecież była farma klonów Jacka i Viki. Zrozumiałe więc, że musieli im jakoś dostarczać tlen. Jednak to i tak nie ratuje samej fabuły.
Dlaczego np: po wybuchu bomby atomowej z Nowego Jorku pozostaje jedynie Empire State Building? Przecież to nie ma żadnego sensu. Powinno zniknąć wszystko, ale nie... zostaje akurat jeden budynek (tak dobrze go kurka zbudowali jeszcze przed wynalezieniem bomby atomowej, że oparł się wybuchowi).
Tak samo ze strefami gdzie jest promieniowanie. Na początku filmu widzimy, że prawie cała Ziemia pokryta jest kraterami po wybuchach atomówek. To jakim cudem niektóre miejsca nie są napromieniowane? Jack dolatuje do strefy napromieniowania (jest to pokazane jako hologram w jego pojeździe ) i zmienia kurs tuż przed tą granicą. Rozumiem, że jakby poleciał o kilka metrów dalej, czyli przekroczył granicę to zostałby natychmiast napromieniowany.
No i jak to jest, że kontrola lotów rozmawia w czasie rzeczywistym z Jackiem i Viki kiedy oni zbliżają się do Thety? Jeżeli dobrze wyliczyłem (proszę mnie poprawić) to czas potrzebny na to, żeby sygnał radiowy dotarł w okolice Saturna wynosi jakieś 67 minut. Trzeba oczywiście dodać te kolejne 67 minut, które potrzeba zaczekać na to by sygnał ze statku dotarł znowu na Ziemię. Daje to 2h i 14 minut. Ja rozumiem, że jest to film sci-fi, ale w tym gatunku science też powinno mieć swoje miejsce. Czyli pozostaje czysta fikcja z tego wynika.
W sumie to jeszcze jedna rzecz, która przyszła mi do głowy. Dlaczego obca cywilizacja, która przecież dysponuje technologią pozwalającą zniszczyć Księżyc (czy przy obecnym stanie wiedzy i środków ludzkość potrafiłaby zrobić coś takiego?) musi się posługiwać takimi tanimi sztuczkami jak obrona swoich "wież" do "rabowania" energii z Ziemi za pomocą dronów? Po co to w ogóle? Tutaj leży cały sens tego filmu i zagadnienie inwazji obcych i zabawę z niedobitkami ludzkości. Wiadomo... to tylko film, ale nieprzemyślany prawie w każdej kwestii. Co do tych drobnych uchybień to jeszcze może ujść, ale wyobraźcie sobie obcą cywilizację, która ma na tyle zaawansowaną technologię pozwalającą jej zniszczyć Księżyc. To co zrobilibyście na jej miejscu? Bawilibyście się w klony i ogłupianie (czyszczenie im pamięci) ich, żeby wykonywały zadania, które drony mogłyby wykonywać z o wiele większą wydajnością? Marnowanie środków i energii na niedobitki ludzkości. Budowanie farm klonów i utrzymywanie ich, dbanie o nich po to, żeby co? Żeby pracowali dla obcej cywilizacji jako niewolnicy i doglądali jej droidów ? Ehhh! Naciągane to tak strasznie.
- przecież nie tylko empire state się uchowało, widac też inne budynki zasypane
- napromieniowania nie było w ogóle, lub prawie w ogóle
- oglądałem raz, ale chyba nie było nigdzie powiedziane w jakiej odległości od Ziemi misja Jack'a napotkała Tet, była tylko mowa o tym, że ich pierwotnym celem był Tytan. mogę się mylić
- ja to widzę tak, że zasoby Tet potrzebne do utrzymania dronów i innych maszyn były na wyczerpaniu, (m.in. PONOWNA prośba Victorii o jakieś części do naprawy dronów i zdawkowa, wymijająca odpowiedź "Sally"). Utrzymanie życia biologicznego - klonów - najwidoczniej dla Tet było mniej kosztowne
Widziałem, że inne budynki też się uchowały, ale były raczej w marnej kondycji. Jest scena gdzie Jack dojeżdża do Empire State Building i wokół pustka. Tylko ta budowla stała w pionie, co dziwne miała jeszcze wieżę i nadajnik. Eksplozja jakiejkolwiek atomówki powinna zmieść wszystko (Wszystko) z powierzchni ziemi - fala uderzeniowa jest raczej nie do zatrzymania. Jak widać na przykładzie World Trade Center wystarczył jeden samolot, aby budynek się zapadł. O czym tu jeszcze dyskutować?
Czyli 60 lat po wojnie nie zostało żadne napromieniowanie biorąc pod uwagę ile bombek atomowych użyli? Na czym opierasz to stwierdzenie? Nie znam się tak dobrze na bombach atomowych, ani na jak długo pozostaje promieniowanie, ale sądząc po ilości użytych megaton to jakieś promieniowanie powinno zostać, nie wiem ... przemieszczając się wraz z chmurami, lub też pozostając w wodzie, w glebie.
Podczas rozmowy z Sally kiedy dolatują już do Theta (pierwotna misja z 2017) Sally wspomina coś o 39 dniach snu. Nie wiem czy jest to cały przedział czasu, w którym Jack osiąga Theta (bo może się wymieniali - 39 dni snu, potem ktoś inny przejmował stanowisko - tak jak w "Odysei Kosmicznej"), ale to i tak musiało być dosyć daleko, dlatego komunikacja w czasie rzeczywistym nie mogła być raczej możliwa.
Utrzymanie armii klonów było dla Thety mniej kosztowne, niż utrzymanie kilku dronów, które dałyby się naprawić w ciągu kilku sekund (jak to czyni Jack wykorzystując gumę do żucia :D - śmieszny moment tak przy okazji) ? Eeee. Naciągane IMHO.
wg mnie w czasie wojny atomówki w ogóle nie były użyte, to tylko taka zmyłka Thety aby nie próbowali przedostać się do innych sektorów. Zniszczony księżyc pozbawił ludzi szans na wykorzystanie arsenału nuklearnego. Tak to widzę po wczorajszym seansie
Co do dronów, to trzymam się swojej wersji ;) Każdy był dla Thety na wagę złota, z jakiegoś powodu. Patrząc na to ile ich było na statku, w ogóle mogła by ich nie naprawiać tylko dosyłać. Ponadto kiedy Harper dolatuje, eskortują go tylko 2 drony, trochę mało - pewnie z tego samego powodu.
No to w takim razie jak wytłumaczyć fakt, że pokazane są zniszczone Pentagon, Statua Wolności, cały Nowy Jork... pokazane są w pierwszych ujęciach filmu zdjęcia z kraterami po wybuchach. Czyli to broń Thety, która nie była atomowa? To znowu nasuwa się pytanie dlaczego drony mają ogniwa paliwowe z plutonu :D Przy takiej produkcji (filmie), ktoś jednak powinien sprawdzać chociaż w minimalnym stopniu cały łańcuch powiązań podejmowanych akcji i czynników jakie w tym filmie występują. Nie oczekuję maksymalnej dawki realizmu, ale jednak jak już napisałem to trochę niszczy odbiór filmu. Szczerze mówiąc, ten film nie jest bardzo zły i na tle ostatnich produkcji, a w szczególności Prometeusza plasuje się dosyć wysoko. Chciałbym jednak zobaczyć coś co mnie zaskoczy, coś co mnie wbije w fotel, coś co będzie przemyślane i będzie bardzo oryginalne (wciąż czekam na odważnego, który podejmie się próby zekranizowania opowiadania Lema "Niezwyciężony". Boję się jednak, że jeżeli już taki scenariusz powstał to i tak nie ujrzy on światła dziennego, bo wielkie wytwórnie filmowe po prostu dadzą sobie z tym spokój bojąc się, że to nie będzie już "rozrywka" dla mas).
Co do dronów to przypomnij sobie ostatnią scenę jak Jack jest już na Thecie, a w kierunku bazy ocalałych resztek ludzkości (że tak to nazwę) pędzi 9 dronów (nie wystarczyłoby, żeby wysłali 3 max?). Czyli jednak mieli spory zapas tych urządzeń.
Co do Sally i jej mechanicznego wcielenia, z którym rozmawia Jack po przylocie na Thetę. Czyż to nie "wszystkowidzące Oko Saurona" ;) Takie luźne skojarzenie (no i zapewne nawiązanie do HAL'a 9000, ale to już narzuca się samo).
Zniszczenia mogły być spowodowane różnymi czynnikami, może Thecie zależało aby nie było skażeń. W filmie dobitnie pokazane jest, że skażenia żadnego nie ma i nie było (ludzie bez oznak choroby popromiennej), więc atomówki nie były w użyciu.
Tak jeszcze sobie pomyślałem. Wiem, wiem, że to pewne czepialstwo z mojej strony, ale dla mnie najważniejsze to dbałość o szczegóły w takich filmach. Nie można wszystkiego zostawić widzowi i powiedzieć, że tak miało być i koniec. Jednak trochę realizmu by się przydało, bo to "zabija" odbiór takiego filmu.
Jest scena gdzie Jack startuje z platformy jego wieży na codzienny, rutynowy lot. W tej scenie dokładnie widać na dachu numer 49. Jack identyfikuje się przed dronami, które wzięły go za cel do zlikwidowania jako "Tech-49 Jack Harper". Czyli jak dla mnie "Technician number 49".
Czy Jack był rzeczywiście tak uwarunkowany przez Thetę (chodzi mi o pranie mózgu), że nie wpadła mu do głowy taka prosta myśl: "Cholera! Dlaczego jestem Tech 49, a nie Tech 1? Czyżby istniali jeszcze inni techicy?".
Dlaczego nie szukał z nimi kontaktu, gdyby oczywiście wpadł na taki pomysł, że nie jest jedyny? Ale przecież w obozie ocalałych ludzi Freeman mówi, żeby udał się do strefy napromieniowanej, że tam znajdzie prawdę. Dodał jeszcze (to dla tych co twierdzą, że Jack był inni niż wszystkie klony) po tym jak Sykes powiedział mu, że puszczając Jacka może zaprzepaścić wszystko, dodał, że Jack zrobi to "dla niej", czyli dla Julie - żony Jacka.
Na początku filmu Jack mówi, że "wszyscy już udali się na Tytana" z tego wnioskuję, że mówi, że jak wszyscy to tylko on i Viki pozostali na Ziemi, by pilnować ... wież wydobywających surowce. Ale to jest przecież nielogiczne, bo niby jak dwoje ludzi i banda dronów mogłaby sobie poradzić z obroną wszystkich wież. Nie wiemy ile w rzeczywistości tych wież było, lecz można przypuszczać, że wiele, bo w jednej scenie widać, że jedna z wież ma numer 267.
Zresztą sporo tych niedomówień może wynikać z marnego (powiedziałbym bardzo słabego) polskiego tłumaczenia, które bardzo przekłamuje treść wypowiadanych kwestii w angielskim oryginale. Jak tylko ściągnę scenariusz to z pewnością wiele rzeczy się wyjaśni.
Ty tak na poważnie? Niby taki z Ciebie dokładny człowiek a nie zrozumiałeś tak oczywistej sprawy. Przecież oni tam byli "od, do", więc to nie był nr 49 na planecie a nr 49 misji (tak im mówiono).
Co do dronów, to widziałeś co zrobiły w bazie ;)
Ty tak na poważnie? Tech 49 znaczy Technik numer 49. Kto Tobie mówił, że to nie był numer 49 ? W filmie jest dokładnie pokazane, że techników była większa ilość to skąd taki absurdalny pomysł, że 49 to numer misji.
Bo jestem dokładny, albo staram się być w miarę moich możliwości.
Niestety nie mogę edytować. Źle przeczytałem. Napisałeś "tak im mówiono", a ja to odczytałem "tak mi mówiono" ;) Muszę mieć mocniejsze okulary. Więc jeżeli tak im mówiono to możesz mi wskazać, w którym dokładnie to momencie nastąpiło. Było powiedziane, że zostali przydzieleni do misji, ale gdzie było powiedziane, że ten numer to misja 49, a nie numer technika? Jak już napisałem: "Jack startuje z platformy jego wieży na codzienny, rutynowy lot. W tej scenie dokładnie widać na dachu numer 49."
Oznacza to, że jest 49 technikiem z kolei a nie, że jest ich tam 49. Jakakolwiek inna możliwość jest nielogiczna i niedorzeczna, gdyż on miał swój teren, który kontrolował sam a reszta była skażona.
Czyli rozumiem, że klonowi numer 52 też powiedziano, że "jest 52-gim technikiem z kolei" ? Możesz dokładnie wskazać mi moment w filmie (czas, scenę) gdzie im to jest mówione?
Przecież reszta nie była skażona co wiemy, co wiedziały niedobitki ludzi, którzy ocaleli. Nie wiedział tego jedynie Jack ściśle trzymający się procedur. Swoją drogą czemu nie zastanowił się nad tym, że tylko jego teren, który kontrolował jest nieskażony? Jak mógł tak myśleć skoro na początku mówi, że użyli bomb atomowych? Wyjaśnij mi to proszę. Misja 49 i na dachu ich wieży malują numer 49. Znaczy się musieliby zmienić numer, kiedy przyjechałaby kolejna partia (bo przecież "Przecież oni tam byli "od, do"). Chciałbym (a nie chcę się domyślać, skoro Ty wiesz), żebyś mi pokazał tę scenę, kiedy mówi się im, że są 49-tą grupą z kolei. Oki?
No i też tak mi się wydaje. Ogólnie na planecie było ich tam (iluś) wiemy, że najwyższy numer miał 52, bo innych klonów nie znamy. Tutaj jednak kolega boloyoo napisał, że: "Oznacza to, że jest 49 technikiem z kolei a nie, że jest ich tam 49." Szczerze mówiąc to nie wiem, czy to są jakieś omamy boloyoo, czy moje. Zawsze się mogę przyznać do błędu, bo czegoś tam nie zrozumiałem. Może ktoś wyjaśni mi tę sprawę, żeby nie było żadnych wątpliwości.
No na logikę (bo prawdopodobnie nie było o tym mowy w filmie). Już od początku cieszą się na myśl o powrocie do domu i nie ma nawet mowy o kimkolwiek innym na planecie a nawet jest mowa o tym, że są jedyni (z tego co pamiętam). Jack ma nr 49 i jest wyznaczony do danego sektora a inne są zarażone i omija je jak ogień, więc (na logikę) skoro na swoim sektorze są sami (bo musiał lecieć do zarażonej strefy aby spotkać nr 50, którego de facto nie powinno tam być, choćby nawet miał być kimś innym niż klonem) i nigdzie indziej nie mogą się ruszyć, to MUSZĄ być ekspedycją nr 49 a nie 49 z iluś tam załóg na planecie. Nie mam pojęcia po co ta dyskusja? Dla mnie wszystko jest jasne.
Po Twojej odpowiedzi dla mnie również wszystko jest jasne ;) Dzięki za dyskusję - chodziło mi o wyjaśnienie (na logikę mówisz) tej jakże prostej sprawy. EOT