jest po prostu piękny. Estetyka Kosińskiego podobała mi się już w Tronie, ale Niepamięć narzuca zupełnie nowe standardy. To już nie jest zabawa światłem, szkłem i plastikiem, tylko cudowna poezja przestrzeni i harmonii architektonicznej. Nie jestem fanką minimalizmu, ale jak widzę szklane pudełko hi-tech wiszące ponad chmurami i oświetlone ciepłą żółcią słońca, albo szkielety zniszczonych budynków wyglądające niczym ażurowe rękodzieła nieznanych artystów, to coś mi się w środku takiego robi... Chyba można to nazwać zachwytem. Albo wzruszeniem. Albo i tym, i tym. W dodatku ten futurystyczny romantyzm zasila muzyka z samych głębi duszy - soundtrack jest niesamowity, cudowny, jednocześnie zniewalający jak i wyzwalający. Jedynym zgrzytem jest dla mnie gęba nawiedzonego Cruise'a, który prezentuje te same, ograne i zużyte w poprzednich filmach miny, choć muszę przyznać, że nie jest już tak wewnętrznie nadęty jak niegdyś (okropna pseudo- bondowość w Mission Impossible). No i ta strzelanka pod koniec trochę, przydługa. Reszta - cacuszko.