Moim zdaniem największym strzałem w stopę temu filmowi było zakończenie. Czyli pojawienie się
T-52 w miejsce T-49.
Istotnym elementem filmu było założenie, że T-49 jest inny. To on został niejako wybrany z pośród
klonów przez "sępy" ze względu na swoje specyficzne cechy (człowieczeństwo, strzępy pamięci,
wątpliwości). To stanowiło o jego wyjątkowości, wyróżniało, jak sądzę, spośród innych klonów. A tu
na koniec dowiadujemy się że Julia z takim samym entuzjazmem wita T-52, który pojawia się w
miejsce poległego T-49. Co mniej więcej, w uproszczeniu, oznacza tyle że osobowość nie ma
znaczenia ważne, że wygląd się zgadza. W moim odczuciu jest to tak prymitywne, że przekreśla
jakikolwiek sens tego filmu.
Fakt, zakończenie zrobione na siłę - boją się w Hollywood zrobić film w którym główny bohater zginie? A jego żona zostanie wdową?
Ale wg mnie T-52 także miał cechy (lub ich część) T-49, a tak właściwie to obaj mieli cechy oryginalnego Jacka, których mimo klonowania nie dało się usunąć. W momencie gdy T-49 i T-52 się spotkali, T-52 spojrzał na Julię i było widać, że on też ją poznaje, mignęła migawka z jego wspomnień z zaręczyn. Zawahał się wtedy co zrobić, czy atakować T-49, czy też nie.
Nie zmienia to faktu, że lepiej by było gdyby na sam koniec nie pokazywali T-52.
Też się wkurzyłem...
Myślałem, że on albo wysadzi poświęcając życie, lub jakoś ucieknie "z wielkim wybuchem w tle" a tu takie coś -.- wolałem zobaczyć Olgę samą z dzieckiem niz zobaczyć T-52 z dopiskiem "to właśnie ja" -.- porażka
Mnie tez to rozczarowało. Dużo lepiej by się odbierało całość filmu, gdyby skończyło się na tym jak pokazują żonę głównego bohatera, która żyje po śmierci klona T-49 z ich córką.
A mnie to rozbawiło, bo wyobraźcie sobie że pewnego dnia do ich wspaniałej chatki przybywa jeszcze 30 klonów, którzy również mieli te same przebłyski pamięci, a dziewczyna i T-52 przyjmują ich z otwartymi ramionami. I zakładają jedną "wielką" szczęśliwą rodzinę :D
1 żona i 31 takich samych chłopów :D
Nie rozumiem cię,przecież ten drugi Jack też miał przebłyski pamięci,w scenie,gdy przylatuje naprawić drona,którego zestrzelił pierwszy Jack.Zresztą kiedy na koniec przychodzi 52(wiadomo,jego numer),słyszymy jego wypowiedź,w której słyszymy,że ten Jack 52 "zna go(Jacka 49),bo nim jest".Czyli,że są tacy sami.
No ok, ale dostrzegasz chyba różnicę po między kimś kto jest bohaterem, rozmontował system i poświęcił swoje życie dla pewnej idei, a kimś kto jedynie wygląda identycznie i jeśli nawet też miewa strzępy wspomnień nie wpłynęły one na jego zachowanie. Dla mnie zakończenie tego filmu to takie szukanie na siłę happy endu. Zauważyłem zresztą że Amerykanie psują wiele dobrych scenariuszy houdujac zasadzie że film musi kończyć się dobrze.
Zgadzam się z autorem powyższej wypowiedzi. Film dało by się przełknąć gdyby nie to zakończenie.
Już bardziej bzdurnego zarzutu nie dało się wymyśleć.
Tak jak napisał @Ziomalzak, sam Jack pod koniec wyjaśnił jak bardzo jest podobny do swojego klonu! (duhh).
Jack 49 prawdopodobnie nigdy by nie stał się "specjalny" i plan obcych by się powiódł, gdyby nie to, że nr 49 pracował w sektorze gdzie wcześniej żył oryginalny Jack Harper.
Numer 49 natykał się w tym sektorze na znane "mu" miejsca i przedmioty, które stanowiły impuls "przebudzenia" się w nim głęboko ukrytych wspomnień oryginalnego Jacka.
Dlatego Jack nr 52 po pierwszym spotkaniu z nr 49 i Julią otrzymał podobny impuls, który doprowadził go odnalezienie Julii po latach.
Numer 52 jest więc "pełonprawnym" Jackiem również pod względem osobowości i świadomości, w którym drzemie to samo uczucie do Julii.
Wedlug mnie zakończenie jest fenomenalne: Jack (jego dusza) pokonał śmierć i totalne zniewolenie ciała i umysłu (klonowanie), odnajdując samego siebie jak i swoją miłość
Ech szkoda, że nie można tutaj dawac łapek w górę.:)
W gruncie rzeczy zgadzam z każdym z Was. Na początku końca;) pogubiłam się zupełnie już, zakończenie mi się nie podobało w ogóle. Sama smierć numeru 49 mnie wkurzyła, a potem jak przybył jako ktoś inny to już całkiem zwątpilam w ten film. Jednakże...Sapphire też ma sporo racji.:) Zakończenie pogmatwane, nie musieli...ale każdy może to tłumaczyć na swój sposób. Mi się film podobał, jest taki inny, nie jest filmową wydmuszką co najważniejsze.
Otóż to:)
Takie a nie inne zakończenie miało swój głęboki sens i trzeba się nad tym trochę zastanowić a nie interpretować wprost - zmarł jeden to dali drugiego.
w koncu Ktos, kto ma takie samo zdanie na temat zakonczenia, moje słowa, tylko byłes szybszy, 100/100
Nr 52 był tym jedynym, który oprócz tego, że zachowywał się identycznie jak 49, zadawał tyle samo pytań swojej kochance i który prawdopodobnie miał też swoje miejsce na ziemi gdzie tę kochankę chciał zabrać i jej to pokazać, widział swojego klona...
Przecież największym bodźcem do działania nr 49 było zobaczenie nr 52 i uwierzenie, że nic nie jest takie, jak pamięta. Stąd jako jedyny - nr 52 jest świadomy wszystkiego co się stało. Reszta klonów w momencie jak 52
przybywa nad jezioro żyje swoim własnym życiem lub jest załamana bo nie polecieli na Tytana... Strefy radioaktywne oddzielały klony od siebie i swoich światów - mimo że każdy robił wszystko praktycznie podobnie to od momentu pokonania Teth wszystko się zagmatwało... Ile z klonów przeżyło? Cholera wie. To już rzeczy które trzeba sobie dopowiedzieć ale nie wpływają one na fakt, że Nr 52 był najbliższy nr 49 ze wszystkich klonów i tylko on wiedział o co chodzi. Zresztą nr 49 podczas walki z nr 52 poddusza go i związuje, dość jednoznacznie patrząc na niego gdy odlatuje - jakby wiedząc, że jeśli coś mu się stanie zastąpi go nr 52... Zakończenie dla mnie ma większy i głębszy sens niż gdyby skończyło się na śmierci nr 49 - wtedy można byłoby się domyślać co by było jakby klony nie wiedząc co się stało zaczęły się buntować... Myślę że nr 52 powinien zacząć eksterminację klonów żeby zostać tylko jednym jedynym na ziemi...