Greckie egzystencjalne ćwiczenia z utraty, czyli bardzo ciekawa fantazja o tym, co tworzy naszą tożsamość i jak naiwnie próbuje się odbudować to, co rozpadło się na stałe. Aris Servetalis w roli najbardziej chłodnego bohatera kinowego tego roku. Ten skandynawski lód pochodzi jednak z południa Europy. Tam, gdzie dopada nas rozpacz, zawsze jesteśmy tacy sami. Film nakręcony w taki sposób, że każdy element ma tu symboliczne znaczenie – od przykrótkich dżinsów po bezosobowy dźwięk z taśmy niczym z Big Brothera. Niekoniecznie trzeba było go kręcić w formacie polaroida, bo za dużo oczywistych tropów to też niezdrowo. Ale ogląda się z fascynacją, a niektóre kadry same w sobie są tu filmowym dziełem sztuki. Dobry.