Dwaj kolejarze ratują świat.
Film inspirowany podobno wydarzeniami autentycznymi, ale podrasowany na tyle, że rzeczywistość przekracza tu kolejne granice.
Chodzi o to, że przez nieodpowiedzialność jednego z pracowników kolei, pociąg przewożący - złośliwy los! - bardzo niebezpieczne chemikalia, mknie z niewyobrażalną prędkością, niszcząc wszystko co napotka po drodze, mając za ostateczny cel solidnych rozmiarów miasto, a zatrzymanie go wydaje się niemożliwe. Ale nie dla Denzela Washingtona i jego młodszego kolegi.
I tak oto dwójka raczej średnio zadowolonych z życia przeciętniaków (jeśli w ogóle można nazwać tak Denzela) stanie się bohaterami mediów i nie tylko. No bo oczywiście obaj mają większe lub mniejsze kłopoty zarówno osobiste, jak i zawodowe, na dokładkę za sobą nie przepadają, choć to jest ich pierwszy wspólny dzień pracy.
Ale pogodzą się i zaprzyjaźnią w imię idei. Oczywiście jest amerykańskość, patos i inne cechy hollywoodzkiego kina, tak nielubiane przez krytyków, mnie jednak zupełnie nieprzeszkadzające. Film jest perfekcyjnie nakręcony, dynamiczny, trzymający w napięciu, mimo, że z góry wiadomo, jak to wszystko się zakończy. Jak to u Scotta zazwyczaj bywa świetnie zmontowany i efektownie kamerowany.
Jednym słowem: znakomicie spędzonych 100 minut w kinowym fotelu.