Po obejrzeniu „Niepowstrzymanego” dochodzę do wniosku, że Tony Scott jest mistrzem. Mistrzem w sępieniu pieniędzy.
Nie wiem co skłania wytwórnie do finansowania za grubą kasę filmów z fabułami rodem z klasy B, ale wiem, że gdyby niejeden poprosił o 100 milionów na „Metro strachu” czy „Niepowstrzymanego” zostałby wyśmiany (inna sprawa, że 1/5 bierze z tego Denzel). Tony’emu się to udaje. Mniejsza z tym jak - cyrk się kręci. Z metra przenosimy się na pociągi. Tory torami, człowiek z obsady się uchował, choć zagrożenie inne. Wsiadamy więc…
W cenie biletu - atrakcje w postaci nieskomplikowanej i błahej historyjki, stereotypowych postaci (stary wyga i młody narwaniec), nieco demolki, przewidywalnego przebiegu akcji i zakończenia, a w oddali żałosne tło w postaci bliskich, którzy trzymają kciuki za swych bliskich. Mało atrakcyjne?
Warto ten film obejrzeć dla jednej rzeczy, z czego zresztą Scott uczynił swój atut – nakręcone jest to świetnie. Ujęcia z kilkunastu kamer zmieniające się niczym w kalejdoskopie, bynajmniej nie sprawiają wrażenia montażowej sraczki, ale świetnie skoordynowanej roboty. Ujęcia zmieniają się co rusz, a stopniowane tempo filmu nie siada ani przez moment. Krótko mówiąc – niby miałkie, ale jakże świetnie skręcone !!
Moja ocena - 5/10