zostaje Zuzią. Poza tym - ten sam schemat dziecka-mądrali, dziecka-starucha. Historia ma chwytać za serce i chwyta, niemniej środki Hughesa są - przynajmniej dla mnie - dość... niesmaczne. Nie znoszę dzieci mądrali, które obecnie są już hodowane we wszystkich stacjach telewizyjnych, dzieci, którym rozhisteryzowana matka (w 99 proc. matka) wmawia, że jest pępkiem świata i hoduje bezstresowo. Tu mamy - na odwyrtkę - ojca samotnie kochającego córkę. Ciekawe, co na to współczesne "autorytety moralne"? A może ten ojciec, poza kadrem, głaskał córeczkę po głowie, może siadała mu ona na kolana? W każdym razie dziś nie powstałaby taka komedia, a tym bardziej film familijny. Za stary być może jestem, ale to nie moja wina.... Film można obejrzeć bez obrzydzenia. Rozrywka i nic więcej.