PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=649711}

Niewidzialny wróg

Eye in the Sky
6,6 10 177
ocen
6,6 10 1 10177
7,0 3
oceny krytyków
Niewidzialny wróg
powrót do forum filmu Niewidzialny wróg

Groteska...

ocenił(a) film na 6

Pewnie o to chodziło, Brytyjczycy uwielbiają się z siebie śmiać... nawet jak nikomu nie jest do śmiechu...
Pouczające w filmie jest zredefiniowanie , albo nawet ultra-zredefiniowanie wyrażenia "dupochron"...
A może to po prostu moda na filmy o dronach... taki PR po prostu... bo po "Good kill" publika mogła się troche obrazić... No to tutaj mamy: "zabijają , ale to generalnie złote chłopcy są...".

ocenił(a) film na 2
BestBeast

Nie gadaj głupot.
Good Kill to bardzo dobry film. Bynajmniej nie jest PR dronów, wprost przeciwnie. Zadaje wiele pytań ale nie udziela odpowiedzi tylko zostawia „wypracowanie” odpowiedzi widzowi.
Świadczy o tym wiele scen do których Pentagon nie przyłożyłby ręki bo nie są chwalebne a wprost przeciwnie (choćby scena pogrzebu). Może jesteś z tych co to trzeba wywalać kawę na ławę bo inaczej nie kumaty.

Wracając do Eye in the Sky. Przy tym „dziełku” dla bezmyślnych Pentagon z ochotą współpracował co zresztą widać. I tak ten film jest PR dronów sponsorowanym przez Pentagon z całą pewnością.

ocenił(a) film na 6
mariuszkow

Wiesz... moja ocena "Good Kill" to 9/10...co nie zmienia faktu, że film był, lekko mówiąc, anty-reklamą USA i programu dronów (jak to zazwyczaj bywa jak się próbuje prawdę o stanach mówić...).
Stąd moja sugestia powyżej, ze ten tutaj próbuje udobruchać publikę pokazując jakie to fantastyczne / empatyczne / pokój miłujące chłopaki siedzą za sterami dronów amerykańskich...

Zresztą drony tutaj są sprawą drugoplanową... jakbyśmy je zamienili Jasonem Bournem - akcja mogłaby się dziać dokładnie identycznie... Tutaj osią filmu była groteska poprawności politycznej i nieudolności polityków w podejmowaniu decyzji. Drony to tylko pretekst.

ocenił(a) film na 8
BestBeast

quote:
Tutaj osią filmu była groteska poprawności politycznej i nieudolności polityków w podejmowaniu decyzji.

otóż to
tylko, że na końcu tej poprawności są realne ofiary...w filmie jeszcze potencjalne, ale w życiu już nie
nie wiem, czy tak faktycznie sprawy się mają - biorąc pod uwagę terror szaleństwa poprawnościowego - można domniemywać, że owszem...jednak to tylko przypuszczenia

nie mniej film daje do myślenia...również na poziomie odpowiedzialności najmniejszych trybików w maszynie
należy docenić uczciwie przedstawiony problem
film dobrze zrealizowany

Luis_5

Może nie tyle polit-pop co paraliż decyzyjny wynikający z cywilizacyjnego rozrostu, zarowno prawnego jak i technologicznego. Ustrój polityczny tu też nie jest bez znaczenia. Koniec końców barbarzyńcy wygrywają starcie, cywilizują się a potem sami padają ofiarą stanu barbarzyństwa. I tak koło się toczy po kuli. Stanisław Lem bodajże napisał, że jest pewien poziom inteligencji który każe spychać problem na kogoś innego, w górę lub w dół hierarchi.

ocenił(a) film na 8
myster_A

tyle, że system decyzyjny opiera się na prawie, prawo natomiast wywodzi się z obyczaju, a ten ostatni z panujących trendów myśli i mód - to tak w dużym uproszczeniu. mogą istnieć skuteczne procedury (szybkie i niezawodne) nawet w tak bezwładnym ustroju jak demokracja...jakakolwiek forma dyktatury nie jest tu konieczna. jako że szaleństwo zwane dla niepoznaki poprawnością polityczną dominuje, to mamy to co mamy (vide sytuacja we Francji, gdzie kolejni unabomberzy czy kierowcy rodem z carmageddonu, niczego decydentów - spętanych political coretness - nie nauczyli)

z tym kołem tak nie do końca. zapewne czytałeś nie tylko klasyków gatunku sci-fi (swoją drogą, nit jak oni lepiej nie opisuje rzeczywistości, a w generalnym ujęciu najtrafniej antycypują przyszłość) wielu z nich idzie dalej i nie bawią się w prostą ekstrapolację (będzie jak było tylko że bardziej) ale odważają się złamać dotychczasowe wyobrażenie nt przyszłości. podobnie teraz - nie wierzę, że śniadawi najeźdźcy z maghrebu czy bliskiego wschodu będą chcieli cokolwiek zasymilować (do tego niezbędny jest podziw z ich strony lub choćby pożądanie takiego stylu życia) oni chcą nas zaorać by posiać wiarę proroka...by było tak jak u nich. wizygoci, goci, germanie, celtowie, wandalowie oni pragnęli bogactw rzymu, ponadto pożądali tego stylu życia (sauny, wygody, ład) stąd w bólach zrodził się nowy świat - Europa Pax Christiana - owoc rzymskiego prawa i chrześcijańskiej etyki. obecnie jedyna przyszłość jaką widzę ta opisana przez houellebecq'a w 'uległości' - nędzna wegetacja trawiona na powielaniu wzorców z islamastanów

Luis_5

Systemy mogą opierać się również na bezprawiu. Mnie bardziej chodziło o to, że zachód to prawo oraz instytucje których niechcianą wypadkową jest biurokracja, niechęć do użycia siły indolencja decyzyjna, zbytnie dzielenie włosa na czterysta. A wiadomo, że ludzka natura ma skłonności do przesady. Systemy polityczne to tylko materia do zdegenerowania ot co.
Jeszcze odpiszę ok
CDN

Luis_5

Tak to prawda, że pisarze sajensfikszyn mają najlepsze wyczucie przyszłości jej niuansów i zagrożeń. Ale ten film to nie S-F tylko dramat polityczny. Ja też w to nie wierzę, bo z barbarzyńcami jest jak z powiedzeniem, że głodny nie zrozumie sytego i odwrotnie. Ale tu nie trzeba tak naprawdę zbyt wielkiej wyobraźni aby rozumieć i dostrzegać zagrożenia. Wystarczy znać wartość własnej cywilizacji. Ale germanie choć zniszczyli Rzym rozumiany jako militarne imperium to jednak zachowali jego kulturę, dorobek a nawet je rozwineli i rozpropagowali. A w wypadku Arabów to mżonka.
Do rzymskiego prawa i chrześcijańskiej etyki dołożył bym jeszcze greckie rozumienie prawdy.

użytkownik usunięty
BestBeast

Obawiam się, że to nie żadna groteska, tylko rzeczywistość.

Widzimy w filmie dwie pozornie przeciwstawne grupy. Pierwsza składa się z politycznych praktyków, którzy tworzą frakcję dupochronistów. Mają oni w dupie czarną dziewczynkę i całą resztę, próbują jednak udawać, że jest inaczej, ponieważ wiedzą, że jak się sprawa rypnie to mogą zostać usunięci przez "oburzone" społeczeństwo hipokrytów, które reprezentowane jest w filmie jako frakcja druga. Liderami hipokrytów jest zapłakane babsko w gabinecie politycznym i operatorzy drona.
Dupochroniści wiedzą jak wygląda życie i że aby żreć kałamarniczki oraz pić drogie wina, trzeba innym spuszczać srogie manto. Trzeba też równocześnie utrzymywać stado hipokrytów w błogim przekonaniu, że świat przez siebie kreowany jest kolorowy i pełen kwiecia.

Dla mnie bardziej obrzydliwa jest druga grupa. Zapłakane babsko w gabinecie nie widzi żadnego związku własnej grubej dupy usadzonej na wygodnym fotelu w wykwintnym gabinecie, z polityką mordu i wyzysku jaki jej kraj prowadził od stuleci. Gówno ją obchodzą miliony wyzyskiwanych i zamordowanych, aby ona mogła mieć dylematy moralne na którego wynędzniałego czarnucha spuścić pocisk wart kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Wtórują jej zapłakani operatorzy drona, którzy też nie widzą żadnego związku pomiędzy poziomem i stylem własnego życia a spuszczaniem bomb na czyjąś głowę. Jeszcze chwila, a wyskoczyli by z pokoju nawigacyjnego i zaczęli kolorową kredą wypisywać radosne napisy i rozrzucać konfetti w proteście przeciwko przemocy.

Takie filmy (a nie ma innych) to zwykłe pranie mózgu, które zamiast dotykać sedna sprawy, przedstawia fałszywą alternatywę, wpychając widza w konieczność opowiedzenia się po którejś ze stron. Przytłaczająca większość oczywiście dogłębnie odczuwa, że nie spuściła by ślicznemu Murzyniątku bomby na głowę, nie poderżnęła by cielątku gardełka tępym nożem, nie handlowała by żywym towarem itd itp. A jednak się to w gigantycznej skali dzieje. Jak to qurwa jest, że świat jest wypełniony samymi dobrymi ludźmi, a mordowane i niewolone są ich setki milionów ? TAJEMNICA.

ocenił(a) film na 6

Czy ja wiem, czy to tajemnica... po prostu ludzie wola o tym nie myslec - zauwaz, ze to co piszesz mozna zaaplikowac wprost do kazdego z nas, do Ciebie tez ;-)
Siedzisz sobie w mieszkaniu jakims, kafejce, uzywasz kompa/telefonu... to oznacza, ze zajmujesz miejsce/zasoby jakichs 100-200 osobnikow sposrod populacji 7 miliardow. Zebys Ty mogl pisac sobie i filozofowac o rownouprawnieniu - dzieci w Afryce musza pracowac na plantacjach, zebys mogl uzywac komputera/komorki - inne zaglodzone dzieci tyraja po 15h dziennie w Chinach/Indiach etc.

Powiedzmy, ze masz swoj ogrodek i zyjesz jak amisze - nie uzywasz komputera/komorki - zyjesz z pracy swoich rak. Tez g-prawda - bo zajmujesz przestrzen zyciowa tych 100-200 osobnikow. Po to, zebys ty mogl miec dom - stado innych ludzi musi gniezdzic sie w 1000 osob na przestrzeni ktora w Europie jest przeznaczona na jedna rodzine.

Ale tego typu filozofowanie do niczego nie prowadzi... ja osobiscie nie widze mozliwosci, zeby kazdy z 7 miliardow ludzi mial miec zagwarantowana wolnosc, niezaleznosc, domek z ogrodkie, iPhona i bezplatny internet - to jest po prostu nie do zrealizowania.

Troche to juz za daleko odbieglo od dronow i filmu... ;-)

użytkownik usunięty
BestBeast

Zgadzam się oczywiście z Tobą. Dotyczy to również mnie w dokładnie takim samym stopniu, jak całej reszty.

Zdaję sobie również sprawę z tego, o czym ludzie wolą nie myśleć. A wolą nie myśleć o tym, co jest istotą problemu, nazywając to "filozofowaniem, które do niczego nie prowadzi" ;-) Dzięki temu świat od zawsze pozostaje niezmienny, a każde rozwiązanie jest wyłącznie pozorne. Rozmowa zawsze kończy się tam, gdzie się powinna zaczynać, bo nie daj Boże mogłoby się jeszcze mleko rozlać.

Dlatego też w filmach interesuje mnie - może nawet bardziej od pierwszego planu - przekaz informacyjny, który odbywa się w tle, bezwiednie akceptowany przez widza skoncentrowanego na "dylematach" pierwszego planu.

Słowa "tajemnica" użyłem sarkastycznie. Nie ma żadnej tajemnicy. Wszystko jest jasne jak słońce. Tylko po co o tym filozofować, jak można Murzyniątkom spuszczać bomby na głowę, byle nie pojawiło się to na YouTube - choć i tam przecież bardzo dbają, żeby niewygodne treści blokować jak tylko się da. No i chodzi jeszcze o to, by to ktoś inny skrycie naciskał spust, abyśmy mogli z uczuciem swej zacnej wyjątkowości pozostawać po jasnej stronie mocy. I oczywiście nie "filozofować" i o tym nie myśleć ! ;-)

ocenił(a) film na 6

Śmiejesz się z filozofowania, które do niczego nie prowadzi - po czym dokładnie to robisz :-)

Ale i tak najsłodszy motyw to "świat od zawsze pozostaje niezmienny, a każde rozwiązanie jest wyłącznie pozorne" :-))))
Ktoś tu bardzo nie lubi historii - zgadzam się osobiście, ze jest nuuuuudna - no ale jak się nie chce nosić woreczków na starość...
Zrób sobie eksperyment myślowy:
niech jeden miesiąc (albo rok, albo dzień) czasu rzeczywistego zamieni się w jedna sekundę.
Po czym - przy takiej transformacji odpowiedz na pytanie:
jak świat wyglądał godzinę temu? Jak 5h temu? Co się działo wczoraj? Co tydzień temu?

To drugie dno, którego się dopatrujesz w filmach - my, starzy ludzie, nazywamy po prostu "życiem" :-) Można to tez nazwać "szarością dnia codziennego", "proza życia", "kołem historii" etc. - zależy od stopnia uduchowienia rozmówcy.....
No ale przywilejem młodości jest bunt i nad poziomy latanie - wiec może nie ma co się tak strasznie historia przejmować ;-)

użytkownik usunięty
BestBeast

Mamy absolutnie inne przekonanie co do definicji filozofowania ;-)

"Ktoś tu bardzo nie lubi historii - zgadzam się osobiście, ze jest nuuuuudna"
Jestem historykiem z wykształcenia... ;->

Stwierdziłem, że świat od tysiącleci jest niezmienny, co napełniło Cię uczuciem słodyczy ;-) Ty jak rozumiem twierdzisz, że posuwa w podskokach ;-)
Ale za to ze mną jest łatwa rozmowa i łatwo mnie przekonać. Wystarczy podać jeden przykład zaprzeczający.
Chciałbym jednak podkreślić, że dla mnie przesiadka z wierzgającego osła do mercedesa to nie jest żadna zmiana. To jest zmiana wyłącznie technologiczna, nie mająca nic wspólnego ze zmianą zasad funkcjonowania świata. To czy jako włochaty Neandertalczyk przywalisz komuś kamulcem w łeb, czy jako Lord Vader ;-) przetniesz go wpół mieczem świetlnym, dla mnie jest dokładnie tym samym.

ocenił(a) film na 6

Filozofowanie: dyskusja, która nic nie wnosi i do niczego nie prowadzi :-)))

Przykład numer 1: dzieci
Onegnaj traktowane jako trzoda chlewna niemalże, robiło się tego ile się dało - w nadziei, ze kilka przetrwa a resztę się sprzeda i rodzice będą mieli z czego żyć. Kilkaset lat temu zaczęło się ludziom w głowach przewracać - i, z braku innych zmartwień, zaczęli się przywiązywać do takowych osobników (circa about: "Nieszczęsne ochedowstwo, żałosne ubiory mojej najmilszej cory..." - przed nim nikomu by do głowy nie przyszło wnikać dlaczego stadko dzieci ganiające wokół chlewa jest o jedno sztukę mniejsze). Potem nadeszła era Szwecji, która model wychowania dzieci postawiła zupełnie na głowie.

Przykład numer 2: osoby chore, kalekie, upośledzone etc.
W Sparcie zrzucało się je ze skały (no chyba, ze było skośne - wtedy dostawała je Angelina - polecam durna komedyjkę "Meet the spartans" :-)))) Generalnie było jak było, w dzisiejszych czasach mamy kult 'chorobowy' - a osobniki w 100% zdrowe postrzegane są jako aspołeczne...

Ale fochanie się na to, ze wszystko co żyje musi umrzeć, ze białe jest białe, a czarne - czarne itp. to jest już czyste filozofowanie (zgodne z definicja powyżej ;-)))
Co nie oznacza, ze jest to tylko ludzkie - oglądałem na Discovery kiedyś filmek o lwicy, która straciła młode i "adoptowała" młodą gazelkę. Przez 3 dni nie opuszczała jej na moment, przestała jeść (pewnie głupio by jej było polować na wujków dziecka) - generalnie prawie się zagłodziła... Na szczęście inny lew zjadł przybrane dziecko koleżanki filozofki - wiec lwica stwierdziła, ze wegetarianizm jest jednak do bani i zjadła kogoś innego...Happy End :)

BestBeast

Ale o czym ty piszesz obie strony przecież mordują i obie uważają iż postępują słusznie dopisując do tego ideologię a pierwszą ofiarą każdego konfliktu jest prawda...

użytkownik usunięty
BestBeast

"Filozofowanie: dyskusja, która nic nie wnosi i do niczego nie prowadzi :-)))"

Zauważyłem, że określenie "filozofowanie" pojawia się bardzo często jako zarzut w sytuacjach, w których człowiek dociera do granic wyznaczających strefę jego komfortu poznawczego. Aby czuć się bezpiecznie, nakłada się rozległe kwantyfikatory na złożone i niewygodne zjawiska, określając je "życiem", "prawdą" itd. unikając za wszelką cenę ich głębszej analizy. Próba podważenia czy naruszenia takich "prawd" w najlepszym razie jest po prostu niemożliwa, bo nie o same chęci i sprawność intelektualną tu chodzi, a w najgorszym razie może być nawet niebezpieczna.
Uważam, że zmiana własnego paradygmatu myślowego to za każdym razem prawdziwy cud. Stwierdzenia "nic nie wnosi" i "do niczego nie prowadzi", są w oczywisty sposób subiektywne i niczego nie wnoszą ani donikąd nie prowadzą ;-) - jak tylko do miejsca, w którym właśnie ku swemu zadowoleniu tkwimy.

Przykłady które podałeś - jak sądzę - bazują na uproszczeniach i trywializacji, które w nieunikniony sposób biorą się z próby tłumaczenia cudzej sytuacji bazując na własnym punkcie widzenia, opartym z kolei głównie na powierzchownych wyobrażeniach.
Ja nie robię Ci żadnych zarzutów, ani wcześniej, ani teraz, bo sam w nieuchronny sposób działam podobnie. Stwierdzam tylko, że takie funkcjonowanie jest gówno warte i niczego nie wnosi ;-) opierając się nie na żadnych "prawdach", a cwanych uproszczeniach i przemilczeniach. W mojej ocenie o tyle warto te kwestie zgłębiać, by stwierdzić, jakie mechanizmy to funkcjonowanie napędzają. Zdaję też sobie sprawę, że ludzie mają takie rozważania głęboko w dupie ;-)

Poza tym, przykłady które podałeś, są wciąż obecne w obecnym społeczeństwie, być może w odmiennej niż kiedyś proporcji. Nie zaszła tu więc żadna zmiana, poza zmianą ilościową. Uważa się też na przykład, że czasy niewolnictwa i handlu ludźmi to przeszłość, a jednak zjawisko to jest podobno obecnie bardziej powszechne niż kiedykolwiek. Wygodniej jest jednak myśleć inaczej i dla równowagi pochylać się w głębokim humanitaryzmie nad uroczym Murzyniątkiem, czy spuścić mu bombkę na główkę teraz, czy dopiero jak zgaszą światło. Wqurwia mnie do czerwoności na nasza ludzka hipokryzja o niewyobrażalnych wręcz rozmiarach, wiem jednak równocześnie, że nie ma od tego żadnej ucieczki. Ty na to powiesz "takie życie", a ja powiem "mam tego qurwa dość !!!" ;-)

ocenił(a) film na 6

Filozofowanie jest też wartością samą w sobie...
Podobnie jak rozwiązywanie sudoku, rozwalanie stworków w Doomie, spacer nad morzem czy obejrzenie kolejnego odcinka "Gry o Tron" - chodzi o sympatyczne zabijanie czasu bez zobowiązań ;-)

Filozofia jako taka nie jest natomiast nauką o życiu/świecie, tylko o sposobie jego postrzegania. Jedni postrzegają je jako "ciągle to samo" - inni twierdzą "wszystko płynie" - jeszcze inni twierdzą obie te rzeczy jednocześnie starając się im jednocześnie zaprzeczyć, jak i je udowodnić (to moja ulubiona grupa ;-))). Parę miesięcy temu jakieś urocze dziewczę wymyśliło sobie, że zrobi sobie trzecią pierś. No i ma. Ty powiesz, że to odosobniony przypadek w skali ludzkości, margines niegodny odnotowania - ja powiem, że to skok jakościowy - pierwszy krok na drodze do pełnej kontroli fizycznej budowy człowieka.

Sednem sprawy jest odnalezienie swojego punktu 'zen'... Bo jeżeli irytuje Cię, że Droga Mleczna jest prawo-skrętna... to cóż - pozostaje Ci ją podziwiać w lusterku po prostu :) Z całych 7 miliardów osobników biegających po Niebieskiej Planecie masz wpływ tylko i wyłącznie na jednego z nich - siebie. Przejmowanie się tym, że nie masz wpływu na nikogo innego - jakkolwiek frustrujące - do niczego nie prowadzi.

A potem się umiera :-)))))

użytkownik usunięty
BestBeast

- "Filozofowanie jest też wartością samą w sobie..."
Ano widzisz, masz tu kolejny przykład stosowania powszechnie uznawanego za prawdziwe (i pełne głębi) stwierdzenia, które prawdziwym nie jest. Nic bowiem takiego, jak "wartość sama w sobie" nie istnieje. Wartość jest zawsze pochodną miary, a miara jest pochodną punktu widzenia, jest więc z natury rzeczy czysto subiektywna i arbitralna.

Czy zaś wartość "filozofowania" - rozumianego jako szukanie przyczyny pierwotnej, napędu maszyny nazywanej człowiekiem, bierze się wyłącznie ze zdolności do "sympatycznego zabijania czasu bez zobowiązań" ;-) to tego nie potrafię przesądzić. Może. Z własnego doświadczenia mogę jedynie powiedzieć, że proces ten jest w bardzo małym stopniu - o ile w ogóle - procesem stricte intelektualnym, a nawet dobrowolnym. Raczej jest procesem rozbijania kolejnych warstw fałszu, poprzez nieuniknione zderzanie ich z rzeczywistością. To co uważamy za człowieka robi tu o wiele bardziej za pasażera - nawigatora, niż za kierowcę. Mogę też powiedzieć, że jazda ta w trakcie jej odbywania ma charakter raczej mało rozrywkowy, odwrotnie proporcjonalny do twardości własnych przekonań ;-) Każdy się pewnie tak nie raz "przejechał", a najczęściej przez całe życie jedzie i wciąż rozbija o tą samą, niewidzialną dla siebie ścianę, ponieważ nie zajmuje się "filozofowaniem" tylko uważa, że "takie jest życie"... :-)

W moim (obecnym) rozumieniu filozofia (jak i cała reszta) w ogóle wielkiego sensu nie ma, rozumiana jako proces pozytywny, czyli mający doprowadzić do określonego rezultatu w postaci poznania. Uważam, że ma sens tylko (aż ?) taki, że pozwala zająć jakieś (takie czy inne) stanowisko, które i tak musi okazać się w ostatecznym rozrachunku wyłącznie błędne. Chodzi po prostu o to, że aparat poznawczy nie jest dostosowany do materii, z którą nie tylko próbuje się mierzyć, ale też którą sam fałszywie tworzy. Dlatego też w kółko żre własny ogon, odnawia się, potem wysrywa ;-) znowu żre i tak do skończenia świata.

Nawiązując do "trzeciej piersi" to najwyraźniej nie zrozumiałeś, o co mi chodzi. Dla mnie nie ma znaczenia, że ona sobie doszyła trzecią pierś, choć w "Total Recall" było to dość ładne ;-) Mnie interesuje, DLACZEGO ona sobie przyszyła. Odpowiadasz, że to "pierwszy krok na drodze do pełnej kontroli fizycznej budowy człowieka". Pomijając to, że to na pewno nie pierwszy taki krok a pewnie set-miliardowy ;-) to mnie nie interesuje tutaj liczenie tych kroków czy piersi ;-) a pytam, DLACZEGO pojawia się potrzeba "pełnej kontroli fizycznej budowy człowieka" ? Czy chodzi o budowę fizyczną, czy może ogólniej, po prostu o KONTROLĘ ? I nad czym kontrolę ? A jeżeli tak, to skąd bierze się ta potrzeba kontroli ? Co tę potrzebę napędza ? Co ta kontrola ma zapewnić ?

Stwierdzasz, że ona sobie pierś przyszyła i (w domyśle) że jest to zjawisko odmienne np. od ćwiczenia tricepsa na siłowni, przestrzegania diety i podskakiwania z Chodakowską. A ja powiem, że dla mnie to jest dokładnie (!) to samo. Przyszycie piersi nie jest więc w ogóle żadnym nowym, odrębnym zjawiskiem ! Jest "nowe" wyłącznie na poziomie przejawów, a to nie jest dla mnie żadna "nowość". Wcale więc nie stwierdzę, że jest to "odosobniony przypadek w skali ludzkości, margines niegodny odnotowania". Stwierdzę przeciwnie, że jest to przypadek powszechny i masowy.

Zaraz pewnie poleci zarzut filozofowania, jako nic nie wnoszących i do niczego nie prowadzących rozważań, dodatkowo o charakterze rozrywkowym :-) No nie za bardzo. Tak się składa, że te rozważania prowadzą do zrozumienia, co jest przyczyną wszelkich ludzkich zachowań. I "nagle", okaże się, że ta bardzo skomplikowana istota, jest równie złożona jak budowa cepa. Na poziomie przejawów, jest oczywiście skomplikowana bardzo, ale to jest całkowicie wtórne. Mnie interesuje wyłącznie cep, który młóci w środku ;-) bo on jest istotą rzeczy, a nie trzecia pierś czy cokolwiek innego. Było nie było, Jezus obiecał ;-) że "poznacie Prawdę, a Prawda was wyzwoli". To oczywiście mój punkt widzenia, bez wątpienia dalece mniejszościowy, rozumiem więc Twoje stanowisko i nie przesądzam tu o żadnej słuszności swojego, bo jako się rzekło, uważam każde przekonania - dotyczące poruszanej przez nas materii - z definicji za błędne.

Dziękuję, że dzięki ten miłej, pozbawionej inwektyw ;-) konwersacji mogłem się nieco okopać saperką na swojej pozycji, wzbudzając w sobie ufność, że dzięki temu przetrwam zderzenie z kolejną ścianą tak, aby wszystko mogło pozostać po staremu. Bo przecież zawsze o to wyłącznie chodzi, by zostało po staremu. Tylko przyjemniej ;-)

ocenił(a) film na 6

No właśnie - do niczego nie doszliśmy - a się człowiekowi lżej na duszy zrobiło - o to chodziło :)

użytkownik usunięty
BestBeast

Dochodzenie do niczego jest integralną i nieodzowną częścią dochodzenia do kolejnego niczego. Zachodzę w głowę, do jakiej ilości niczego trzeba dojść, żeby w końcu gdzieś dojść ? Tyle już niczego zaliczyłem, że nie zliczę... ;-)

Żeby było bardziej konstruktywnie, to może dla uczczenia tego ważkiego faktu dojścia do niczego, spuśćmy jeszcze jakiemuś uroczemu Murzyniątku bombkę na główkę. Ustalmy tylko zawczasu, kto będzie w trakcie odpalania pocisku teatralnie pochlipywał i wycierał dyndający śluz z nosa, a kto tylko szelmowsko udawał, że mu bardzo żal i że jest "wewnętrznie wzburzony" i w zasadzie przeciw, choć za.

Noo panowie, macie życzliwego kibica tej waszej (już ponad rocznej) dyskusji. Jakbyście jeszcze kiedyś mieli się podobnie rozgadać/rozpisać - dajcie proszę jakiś znak/sygnał.

użytkownik usunięty
Aristosek

Sorry, ale kibicowanie to pójście na łatwiznę ;-) Dyskusja umarła śmiercią naturalną, ponieważ doszliśmy do niczego, czyli tak jak wszyscy przed nami i wszyscy po nas w tej i każdej innej sprawie. Aby ją reaktywować, musisz zasiać w niej jakieś nowe, żywotne ziarno.

Proponuję, abyś brał przykład z najlepszych, choćby od jednego z członków europejskiej Grupy Mendrców, Nobilisty, Prezydęta Lecha Wałęsy, zwanego niekiedy figlarnie Bolkiem.
Pacz i ucz się, jak należy bombardować granatami twórczego fermentu, zwartymi wypróżnieniami nieprzeciętnego umysłu. Pacz na oniemiałe twarze słuchaczy, zastygłe niczym żona Lota nieopatrznie zwrócona ku epicentrum intelektualnej rzezi. Któż się ostanie w konfrontacji z takom mocom ?

Dobra, wiesz już co robić, to teraz urodź jakiś kamień i ciśnij nim w nas...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones