Byłam na tym w kinie i jedno co pamiętam, to rozhisteryzowaną Liv Tyler wołającą słodkim,
upajającym głosikiem Arveny z LOTR: "James, where are you???" (nawet nie jestem do
końca pewna czy dobrze pamiętam imię głównego bohatera). W każdym razie jakoś przez
ten drobniutki szkopuł nie mogłam się skupić na filmie i z kina wyszłam z mieszanym
odczuciem.