W tym roku raz po raz można natrafić na przebąkiwanie o nowej trylogii „Nieznajomych”. Najnowsza część marketingowo w Polsce po prostu nie istnieje, co naprawdę dziwi. Uznałam, że pora choć trochę zbadać temat, a by się za to zabrać, należy odświeżyć serię, z którą od wielu lat nie miałam nic wspólnego. Jak się ma obecnie typowe „home invasion” z 2008 roku?
Poróżniona para przyjeżdża do domku pośrodku lasy, w którym mieli świętować, choć życie i odmienne priorytety pokrzyżowały te plany. Każde z nich chce jak najszybciej opuścić to miejsce po tak zrujnowanym wieczorze. W pewnym momencie ktoś puka do drzwi, rozpoczynając tragiczny, pełen terroru koszmar. Głuche pytanie z ust nieznajomej: czy Tamara jest w domu? Wkrótce miejsce ma najście przez trójkę zamaskowanych ludzi, którzy nie mają dobrych zamiarów.
W pewnym względzie to nieco słabsza wersja „Funny Games”, choć realnie wspólna jest tylko koncepcja obcych polujących na domowników i rozkoszujących się ich przerażeniem. Nie ma tu może innowacji, szczególnych zwrotów akcji, a przy powtórnym oglądaniu nawet rozrywka jest niekoniecznie udana. To jeden z tych filmów, które wrażenie robią tylko wtedy, gdy ogląda się je samemu w ciszy, a w dodatku w ciemnym pomieszczeniu bez żadnych rozpraszaczy. Klimat jak najbardziej jest tu obecny, tylko trzeba się w niego wczuć. Nie ma przesadnej brutalności przekazywanej w bardzo obrazowy sposób, za to niepokój unosi się w powietrzu. Czuć izolację, strach, przerażenie, a nade wszystko czystą bezsilność.
Zdjęcia i montaż wyszły dobrze, muzyka buduje ponury nastrój. Bardzo ciekawie wyglądają tytułowi nieznajomi, zdecydowanie zapadając w pamięć, a brak genezy tych postaci czy choćby najmniejszej informacji na ich temat ma wręcz kluczowe znaczenie w przedstawionej historii. Aktorstwo szczęśliwie nie jest kompletnie drewniane. Napastnicy wprawdzie się nie popisują żadnymi emocjami, milcząc przez większość czasu, ale swoją posturą i zachowaniem zdecydowanie wywołują ciarki. Z kolei w przypadku głównych bohaterów: Kristen (Liv Tyler znana przede wszystkim z roli Arweny we „Władcy Pierścieni”) oraz Jamesa (Scott Speedman, który grał między innymi Michaela Corvina w serii „Underworld”) da się odczuć ich przerażenie, a także nieporadność w kluczowych momentach. Wszystko to jest zadziwiająco ludzkie.
„Nieznajomi” nie są złym filmem, choć z perspektywy czasu do najlepszych także nie należą. Kojarzyć warto, jednak trudno nazwać to jakkolwiek obowiązkową pozycją, nawet gdy mowa o podgatunku „home invasion”. Ode mnie 7/10, lecz sądzę, że nie nadaje się to do powtórnego oglądania.