Greenaway nigdy nie kręcił filmów, żeby zadowolić publiczność. Tak jak żaden artysta nie powinien stawiać sobie tego za priorytet. Nie jest jednym z tych, którzy na zarzut, że ktoś czegoś nie zrozumiał, czy mu się nie podobało, do czego ma niezależnie od wszystkiego prawo, odpowiedzą "przepraszam".
Nightwatching to film świetnie przemyślany, niesamowicie plastyczny i pełen uroku. Jak zwykle u Greenawaya nie znajdzie się motywu, który nie współtworzyłby całości. W dodatku przez cały czas ma się wrażenie, że to właściwie nie Greenaway nakręcił, lecz van Rijn namalował ten film. Każda scena przypominała sztukę owego barokowego mistrza, a niektóre były niemalże wyjęte z obrazów.
Martin Freeman zagrał wręcz fenomenalnie głównego bohatera, zaś jego charakteryzacja była tak udana, że byłem "przekonany", że to nie żaden aktor, tylko ruchomy portret artysty.
Polska część obsady, wbrew temu, co słyszałem wyszła naprawdę świetnie.
Poza Zakościelnym, który mógłby jednak pozostać przy telenowelach, bo na poziomie, jaki zaprezentował grali aktorzy w kółku teatralnym w moim liceum. Jednakowoż np. gra Pieczyńskiego godna jest pochwały.
Następnym polskim akcentem, który zadziałał zdecydowanie na korzyść filmu była niezwykła muzyka Włodzimierza Pawlika.
Nightwatching to film rzeczywiście godny polecenia. Niezwykły reżyser, jakim jest Greenaway znowu pokazał klasę.
P.S. Tym, którzy opanowali język angielski w mniejszym, lub większym stopniu polecam zobaczyć film w wersji oryginalnej, ponieważ dosyć istotna kwestia została przetłumaczona na polski dosyć niedokładnie, co trochę psuje odbiór filmu.
Nie do końca się zgadzam z Tobą. Film niestety tylko dobry i wydaje mi się, że właśnie stosunkowo komercyjny, żeby każdy zrozumiał. Zabrakło tu czegoś szokującego, intrygującego, ekstrawaganckiego jak głosi plakat filmowy. Pamiętam, że po projekcji "Zet i dwa zera" czy "Pillow book" przez tydzień nie mogłam myśleć o niczym innym, taki rodzaj filmów, które odwołują się nie tylko do intelektu, ale wrastają Ci w zwoje mózgowe i nie opuszczają łatwo. Greenaway kojarzył mi się zawsze z czymś innym, totalnie oryginalnym.
Muzyka była świetna, skądś ją znałam. Zdjęcia były doskonałe, ale niektóre światłocienie też skądś kojarzę. Intryga dobra, ale nie wciąga.
Martin Freeman rzeczywiście, Rembrant żyje i ma się dobrze, świetna była też ta mała, która grała w "Lecie miłości".
Polscy aktorzy...Pieczyński zaskakująco dobry, Buzek...dało się przymknąć oko na szczęście, Seweryn szybko umarł, ale Zakościelny...Greenaway naprawdę musiał pójść na pare kompromisów.
"P.S. Tym, którzy opanowali język angielski w mniejszym, lub większym stopniu polecam zobaczyć film w wersji oryginalnej, ponieważ dosyć istotna kwestia została przetłumaczona na polski dosyć niedokładnie, co trochę psuje odbiór filmu." ->która dokładnie?
"i wydaje mi się, że właśnie stosunkowo komercyjny"
V
"Zabrakło tu czegoś szokującego, intrygującego, ekstrawaganckiego jak głosi plakat filmowy."
Dziwna koniunkcja.
"niektóre światłocienie też skądś kojarzę."
Naprawdę?
Cytat:
"I was watching the night, I was nightwatching"
Nie pamiętam tłumaczenia, ale nie oddawało ono oryginału. (Całości tego monologu nie mogłem znaleźć)
-
Poza tym w filmie było więcej ukrytych znaczeń i symboli, niż te o których mówi "narrator". Trzeba tylko poszukać.
Np. Woda jest jednym z głównych motywów tła. Ponadto na pogrzebie Saskii Rembrandt skacze do wody. Dlaczego ktoś wskakuje do wypełnionej wodą dziury w podłodze i skąd ona tam się wzięła?