Bohaterem opartego na faktach "Nitram" jest Martin Bryant, który w kwietniu 1996 roku zastrzelił 35 turystów odpoczywających w wakacyjnym ośrodku na Tasmanii. Opowiadając o największej masakrze w dziejach Australii, reżyser umieszcza przemoc poza ekranem. Z detektywistyczną pasją śledzi za to okoliczności, jakie doprowadziły zagubionego i niestabilnego psychicznie mężczyznę do dnia, w którym legalnie sprzedano mu broń.
Ojoj jaka ta broń zła, trzeba zakazać. Taki przekaz próbują nam wciskać tym filmem. Ale jakoś nikt nie zwraca uwagi na fakt, że koleś z poważnymi problemami nie był prawidłowo terapeutyzowany, nie miał żadnej sensownej opieki poza wymagającą matką i jakimiś lekami. Nie miał gdzie i nie wiedział jak rozładować...
I chociaż Caleb Landry Jones wspaniale odegrał tę odrażającą postać, to tak naprawdę reżyser niewiele daje nam wglądu w chłopaka od dzieciństwa mającego zaburzoną osobowość. Powstał następny film pokazujący jak koszmarne jest prawo do posiadania broni, który nic nie zmieni i nie zmienił.
Film o takim problemie...