film z tych, które oglądasz chcąc oderwać się od rzeczywistości i gdy nie masz już siły myśleć czy
przeżywać. Postać Hugh Granta, William, zdaje mi się być trochę męskim prototypem Bridget
Jones. Zresztą obejrzałam głównie dla niego ;D
Ktoś powiedział coś o dennych dialogach - może nie są wyjątkowo lotne, ale w porównaniu z
innymi 'komediami' bywają nawet zabawne.