występuje zarówno słowo 'Alien' jak i 'Predator', nigdy bym tego filmu nie obejrzała. ba, nawet nie spojarzałabym. Ale niestety, obejrzałam. Ridley Scott z pewnością łapie się za głowę, gdy widzi co zrobiło się z wielkiej legendy grozy s-f, jaką był 'Alien'. O Gigerze nie wspomiając. Myślę, że rezyser 'Predatora' też załamuje ręce.
Film koszmarem nie był, ale niemal się o niego otarł. Jeśliby za to patrzeć na niego pod kątem legendy jaką stworzył Scott, sprawa przedstawia się dużo gorzej. Fabularnie film siada - w całym mieście wysiada prąd, w międzyczasie Obcy dokonuje małego morderstwa męża pani-z-Iraku, po czym w kolejnych scenach miasto płonie, ludzie uciekają w panice, trafiają do szpitali... eee? Niezastąpione obecnie w filmach młodzieżowych sceny z blond-samicą, oddział Gwardii Narodowej zmieciony w mgnieniu oka przez Obcych... naprawdę, brak mi słów. Co się stało z całą grozą, napięciem tak typowych dla pierwszych 'Alienów', a nawet 'Predatora'? Kiedyś pojawienie się ich na ekranie budziło przerażenie, a pokonanie ich było najważniejszym celem postaci - snucie pułapek i intryg, ukrywanie się, prawdziwa groza. Teraz Aliena potrafi pokonać dzieciak z liceum. Ranny. Z pistolecikiem. To jest dopiero prawdziwa groza.
Nie chcę oceniać tego filmu BARDZO surowo, nie chcę po nim jechać, naprawdę. Ale się nie da - oba filmy, obie kreatury to mój kawałek dzieciństwa, taki pewien rodzaj uwielbienia i uczucie motylków w brzuchu zostające po dziś dzień. Giger to jeden z moich ulubionych artystów. Nie chcę wiedzieć, co czuje, gdy widzi co się czyni z jego dzieckiem.
Z dobrego serca - 3/10. Za Aliena, Predatora i... hm, chyba wspomnienia. I efekty też całkiem-całkiem.