Film sprawił mi naprawdę sporo frajdy. Myślałam, że będzie bezmyślny i niesmaczny, tymczasem okazało się, że wyszła z tego całkiem niezła komedia romantyczna.
Oczywiście najlepsze są fragmenty, kiedy Adam Sandler śpiewa swoje kawałki. Słowa uznania dla George'a granego przez Arquette'a, przede wszystkim ze względu na śpiewaną przez niego w kółko piosenkę.
A fragment filmu, w którym w życiu Robbiego pojawia się znowu Linda jest cudownie zgrana z kawałkiem grupy The Smiths!!!
Moja ocena filmu 9/10 - dlaczego? Powody są trzy: po pierwsze Steve Buscemi, po drugie fryzura Adama Sandlera, a po trzecie znakomita muzyka ;)