- tak my z żoną mamy "nasz film". Wedding Singera oglądaliśmy razem gdy dopiero rodziło się uczucie między nami i oglądamy go dzisiaj - już zaobrączkowani. Ten film kojarzy mi się ze wszystkim co miłe i przyjemne. Świetna muzyka, którą pamiętam z dzieciństwa, gdy brat nagrywał na Kasprzaka listę przebojów Niedźwieckiego, znajome mi zdziwienie na widok odtwarzacza CD przyniesionego przez Glena i wiele innych szczegółów z których zbudowany jest jest ciepły i wesoły klimat lat 80. Bardzo podobają mi się wyraziste barwne postaci jak np. rapująca babcia Rosie czy zafascynowany Fonziem kierowca limuzyny, rodzące się między głównymi bohaterami uczucie i szczęśliwe zakończenie - to wszystko sprawia, że ten film wciąga, poprawia humor i pozostawia w pogodnym nastroju.
Filmu nie lubię, niestety, ale skorzystam z okazji i pozwolę sobie życzyć Wam wszystkiego najlepszego - obyście się zawsze kochali i darzyli szacunkiem:)
Mi się film podobał właśnie ze względu na swój klimat ;) Lata osiemdziesiąte są jak dla mnie bardzo fajnie ukazane ;]
Jak poprzednik gratuluję harmonii w związku :)
Pozdrawiam!
Ten film był piękny ale to zakończenie... Ja nie mogłem jakie to było amerykańskie, ale to chyba była kpina z happy endów