Jeden z najlepszych filmów, w którym przeplatają się historię?
Litości!
Aż uruchomiłem konto na filmwebie żeby podzielić się opinią.
Zupełnie bezsensowny zlepek historii przeplatany uniesieniami emocjonalnymi co 15
minut. Ciężko mi jest podjąć nawet decyzję, która historyjka z całego filmu jest najgorsza,
chyba pierwsza ale nie jestem do końca przekonany.
Mnogość znanych aktorów dodatkowo załamuje, szczególnie że lubię Bacona.
Dla ludzi, którzy poszukują wartości intelektualnych w kinie: omijać szerokim łukiem.
Dla ludzi, którzy uważają Incepcję za film roku 2010, film zmuszający do myślenia (o zgrozo
poznałem takich!): polecam, gorąco.
To się nawet na niedzielną popołudniową rozrywkę nie nadawało. Żałuję - straciłem 1:30
mojego życia.
Gniot, gniot i jeszcze raz gniot.
Znasz takie powiedzenie: "Głuchemu zawsze się wydaje, że ci co tańczą są szaleni"? :))
To, że nie widzisz sensu i spójności tych historii, nie znaczy, że ich tam nie ma.
Jeśli tak wiele osób zrozumiało ten film, to chyba nie dlatego, że ulegli zbiorowej halucynacji.
Ale wszystko przed Tobą. Spróbuj obejrzeć jeszcze raz, a może go zrozumiesz.
Bo jeśli Cię dobrze zrozumiałem, to chcesz powiedzieć, że nie skumałeś filmu i starasz się przekonać innych, że tego filmu nie da się zrozumieć.
Każesz innym go omijać i 3 razy podkreślasz, że to "gniot", bo może ci, którzy go zrozumieli nagle ten film znienawidzą. Oj, nie tak to działa, kolego :) Więcej tolerancji.
Pozdro.
Nie znam tego powiedzenia ;)
Zgadzam się z Tobą - faktycznie, zachowałem się niepokornie zakładając, że ten film jest płytki i nie dopuściłem do siebie myśli, że mogłem go nie zrozumieć. Odniosłem wrażenie, że go zrozumiałem.
Nie zgadzam się natomiast co do ostatniego akapitu, nikomu niczego nie każę - to są rady jednak mocno zabarwione negatywnymi emocjami świeżo po nieudanym seansie ;) I nawet przez sekundę nie oczekiwałem aby ktokolwiek z oglądających go znienawidził, nie wiem skąd taka interpretacja, nietrafiona kompletnie. Każdy ma prawo do własnej opinii - ja wyrażam swoją i nie atakuję autorów każdego wątku pozytywnie oceniającego ten film ;) Nie wiem gdzie tu jest brak tolerancji - dodatkowo jasno określiłem w moim mniemaniu target odbiorców projekcji ;)
No ale OK. Wykazałeś się poziomem wyższym od 90% społeczeństwa filmwebowego, nie zaatakowałeś mnie wyzywając od ćwierćinteligentów etc tylko dlatego, że mamy odmienne zdanie. Kontynuując ten poziom przejdźmy do sedna ;)
Zechcesz mi spróbować - o ile masz czas i chęci - przekazać czemu ten film zasłużył na 9/10 w Twojej opinii? Chodzi mi o minirecenzje połączoną z mini-interpretacją. Liczę, że przekonasz mnie do obejrzenia tego filmu po raz drugi, póki co za żadne skarby ;)
Podpowiem Ci, że mimo to co napisałeś uważam, że zrozumiałem ten film dlatego ciekaw jestem Twej interpretacji.
Hehe, no i o to chodzi w dyskusji. Mieć kompletnie odmienne zdanie, ale zero agresji w sobie :)
Jeśli chodzi o "nikomu niczego nie każę" to wyjaśnię to przez analogię:
Nie przepadam za krewetkami. Dla mnie jest to taki mdły kurczak. Za każdym razem, gdy mam okazję spróbować, jem z nadzieją, że może odkryję w nich coś, co mnie przekona. Ale nie :)
Jednak powiem szczerze, że nie wpadłbym na to, żeby rozpowiadać wszystkim dookoła: "nie jedzcie krewetek, omijajcie je z daleka, bo to straszny szajs." To zdanie brzmi jak obiektywizm, ale tak naprawdę jest tylko moją opinią, którą staram się narzucić innym. Bo przecież odradzam coś, co mi nie smakuje, a ktoś inny uważa to za rarytas.
I teraz, Twoje zdanie:
"Dla ludzi, którzy poszukują wartości intelektualnych w kinie: omijać szerokim łukiem."
... jest niezbyt komfortowe. Bo ja na przykład lubię wartości intelektualne, lubię kiedy nie wszystko jest wyłożone widzowi na tacy i musi pokombinować. Skoro jako miłośnik takich wartości znalazłem je w tym filmie, to czy coś ze mną jest nie tak? Gdybym zastosował się do Twojej rady, straciłbym film, który zrobił na mnie wielkie wrażenie.
Do tego Ci powiem, że mimo, iż nie uważam Incepcji za film roku 2010, to bardzo mi się on podobał. Czacha mi dymiła podczas oglądania jak XIX-wieczny pociąg transsyberyjski, :) Strasznie dużo było tych poziomów snu. Ale powolutku zacząłem sobie składać wszystko do kupy i okazało się, że widzę w tym sens. Wszystko mi się wygładziło.
Jeśli teraz ktoś mi mówi, że Incepcja albo "Odwrócić przeznaczenie" są bezsensowne, to włącza mi się lampka: "halo, halo, momencik, jak to bezsensowne, skoro ja i wiele innych osób widzi tam sens."
A scenariusz nie powstał poprzez przypadkowy rzut kośćmi, tylko pisał go ktoś, kto to chyba jakoś przemyślał. Dał widzom pewnego rodzaju zadanie do rozwiązania i większość go rozwiązała."
Jeśli jest pewna grupka ludzi, którzy tego nie "rozwiązali" to albo powinni przysiąść do tego raz jeszcze, albo powiedzieć: "sorry, nie dam rady, nie moja bajka". I z taką opinia nikt nie odważy się polemizować. :)
Bardzo chętnie napisałbym Ci swoją interpretację filmu, ale oglądałem go pół roku temu i nie bardzo go pamiętam. Za jakiś czas do niego wrócę i wtedy coś napiszę ;)
Ale w innym wątku jest wypowiedź człowieka o ksywie Cekol i pozwolę sobie zacytować jego interpretację:
"Ja wam powiem tak...ja widzę tutaj takie zakończenie...smutek jest w stanie odmienić/odwrócić właśnie miłość przyjemność i szczęście...każdy z tych kolesi coś jej ofiarował. Przyjemność-dzieciaka, Miłość-życie, a Szczęście-kasę (za którą mogła rozpocząć nowe życie np. spłacając Fingersa). Widać że się odmieniła chociażby po tym że przez cały film była smutna, zgorzkniała, niezadowolona, a na końcu idzie radosna i uśmiechnięta. Film ogółem b.dobry i dający do myślenia."
Pozdro
Zaczne troche nie w temacie, bo w/g mnie "Incepcja" jest baaardzo prosta i nie ma tam nic w czym mozna by sie pogubic. A wracajac do tematu, to twoja wypowiedz odstraszyla mnie bardziej od filmu niz ta autora tematu.
Zgadzam się. Incepcja to zwykłe kino akcji, nie ma tam nic poza efektami specjalnymi. Zawiodła mnie tak samo jak Parnasus. A odwrócić przeznaczenie... Hmmm, pomysł podobał mi się bardzo. Nie wiedziałem o tym chińskim przysłowiu i odebrałem film przez to zupełnie inaczej. Może się komuś wydawać że przez to go nie zrozumiałem, tak jak powinienem był, ale uważam że taka szablonowa interpretacja jaką przyjęto jest spłycaniem, a nie pogłębianiem przesłania. Ogólnie film mi się podobał. Nie jest jakiś wybitny, ale na pewno nie jest zły.
Venez odnoszę wrażenie, że masz poważne problemy z czytaniem ze zrozumieniem. Uczepiłeś pierwszej wypowiedzi, którą później skorygowałem, nie odniosłeś się w ogóle do mojej korekty. Posuwasz się do zbędnych, żeby nie rzec błędnych dywagacji. Bronisz zaciekle filmu, którego nawet nie pamiętasz. Na koniec cytujesz jakąś płytką recenzję.
Tylko i wyłącznie utwierdziłeś mnie w przekonaniu, że film jest płytki. Prosiłem o interpretację a dostałem pseudo-recenzję.
OK jestem nietolerancyjny, odpuść sobie dalsze przekonywanie mnie proszę, szkoda mi czasu.
El_Draque dziękuję.
I kto tu ma problem z czytaniem ze zrozumieniem? Nie broniłem zaciekle filmu, tylko zwróciłem uwagę na sposób Twojej wypowiedzi. Każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie i niech wyraża swoje, a nie rzuca epitetami, jakby dało się je udowodnić co najmniej wzorem matematycznym.
A przede wszystkim, gdybyś zaczął swój temat od tego, na czym tu skończyłeś, czyli "jestem nietolerancyjny", to w ogóle nie byłoby rozmowy.
Pozdro.
Nie ma się co emocjonować i szukać w tym filmie filozofii. Normalna rozrywka i tyle. Całkiem niezła. Daję 7/10.
Być może dlatego, że widziałam kilka naprawdę dobrych filmów z przeplatającymi się historiami, źle zniosłam ten. Prosta rozrywka, przewidywalny, naiwny i przepełniony typowymi filmowymi motywami filmik na niedzielne popołudnie do obejrzenia ze starszymi dziećmi (bo mimo wszystko jakaś golizna jest no i ucięte paluszki). Wpadanie na maski (razy x bo się pogubiłam), wbieganie na szczyt wieżowca w kilka sekund (schodami!), łapanie za szalik (się trzyma cholera;) ) i podobne zepsuły mi początkowe nie najgorsze wrażenie. 3/10
wolałabyś żeby cała scena wbiegania po schodach była pokazana? 10 minut byśmy patrzyli jak on biegnie :D tylko po co?
Nieeee, gdyby ten film trwał te 10 minut dłużej, to ja sama skoczyłabym z wieżowca ;))))
O, o, o. O to chodzi. Zbyt dużo w nim uproszczonych rozwiązań i dróg na skróty w akcji. Coś zbyt dużo w nim zbiegów okoliczności. ,,Naiwny" - to mi przyszło do głowy już gdzieś w 15-20 minucie do głowy. No bo szczerze, księgowy bez jakiejkolwiek charyzmy zastrasza bank? To nie ma prawa się zdarzyć. I aż dziw bierze, że zbir nie potrafi uratować swojej ukochanej, gdy w końcu okazuje się, że wystarczy zwykły bilet lotniczy (policja potem nie szukała tej torby,? aż trudno uwierzyć). W końcu gra aktorska większości (lwiej) z bohaterów jest po prostu zbyt nieprzekonująca, by w jakikolwiek sposób brać na poważnie przedstawianą akcję.
Mnie się film podobał. Jeżeli chodzi o samą realizację splatających się historii, to na pewno widziałam lepsze filmy, ale od amerykańskich produkcji jakoś wymagam mniej. I oczywiście musiało być parę beznadziejnych scen, ale to jest typowe dla Amerykanów. Ogólnie odbioru jako takiego mi nie zaburzyło ;p
Jeden woli matkę, drugi córkę. Jeden woli taki chłam jak "Drzewo życia", a drugi woli "Odwrócić przeznaczenie".
Ja wolę zdecydowanie to drugie. Ale jeżeli ktoś woli matkę, to proszę bardzo. Nie będę nikomu wybierał kto z kim ma spać, ani co ma oglądać.
Proste jak budowa cepa.
Zgadzam się, co do "Drzewo życia" - przerost formy nad treścią, ale dla mnie to jak wybierać między dżumą a cholerą ;)
Jeżeli chodzi o symptomy choroby i jej objawy, to zdecydowanie wybieram cholerę ;)
Rzeczywiście. Bardzo słaby ten film. Wygląda jakby reżyser obejrzał Miasto Gniewu i pomyślał: o ale super film, ja też taki zrobię, będzie fajnie. A okazuje się, że nie jest fajnie, bo wyszło bardzo słabo.
Mi się film podobał...choć ,rzeczywiście widziałam lepsze. Ale pewne wrażenie zrobił.
A co do interpretacji...chodziło o to, że ich losy były powiązane...przeznaczenie kierowało nimi tak, że każdy zależał od siebie. I rzeczywiście takim centrum wszystkich historii była kobieta...wszystkie drogi prowadziły do niej i tak naprawdę o nią chodziło, żeby ją uratować...Tyle pamiętam ;).
Tak właśnie wygląda głębokie, artystyczne kino o przeznaczeniu i splatających się niciach ludzkich żyć w wykonaniu amerykańskim - kiepska, pseudo-sentymentalna, okraszona czerstwymi dialogami historia... chociaż "Babel" (film też amerykański i o podobnej tematyce) dosyć mi się spodobał, aczkolwiek oglądałem dobrych parę lat temu.