Pewnego dnia zobaczyłem - Wahlberg i Gibson. Mowie sobie - dobre połączenie. Zobaczyłem zarys fabuły i pomyślałem, że może wyjść coś fantastycznego.
Tymczasem:
Miał oczywiście swoje momenty, tego nie odmówię. Jednak w całokształcie miało wyjść duchowo, miało wyjść coś z natchnieniem a niestety wyszła troszeczkę religijna propaganda i zanim rzuci się na mnie ktoś wierzący - też jestem wierzący. Tym niemniej nie urzekło mnie powielanie utartych schematów przekazywania wiary nawet w sposób tak niekonwencjonalny jak robił to Ojciec Stu.
Wyszło niestety banalnie i płytko.
Nawet dobre role Gibsona i Wahlberga.
W ogólnym rozrachunku wyszło nieźle ale potencjał był na 9/10.