Wszystko już chyba zostało napisane tutaj. Mnie jeszcze naszła myśl podczas seansu, że im kto silniejszy za młodu, tym gorzej dla niego na starość... w przypadku takiej choroby umysł się nie poddaje, kiedy już sam człowiek nie wie, że walczy.
Pieknie pokazana postać córki, i czy warto poświęcać siebie (swoją rodzinę, lata życia) dla bliskiej osoby... Z drugiej strony - czy żyjemy tylko dla siebie? Wiele tu osób mierzących się z tą chorobą u swoich bliskich, co pokazuje tylko skalę problemu.
I jeszcze jedna gorzka refleksja. Anthony miał to szczęście, że miał pieniądze, by próbować z opiekunkami, by pielęgniarka miała czas i siłę ukołysać go, gdy się bał... jak wiele ludzi zapada się w chorobę w o wiele gorszych warunkach i bez żadnego już wsparcia.