Tatar, czy Ty w cokolwiek wierzysz??????
Czy tylko w to, co wydaje się najbardziej możliwe i prawdopodobne. Nie sądzisz, że Twoje myślenie jest troszkę nudnawe...? xd
W miarę racjonalne. I nie wierzę w takie dyrdymały jak teorie spiskowe, czy historie o ufoludkach na ziemi. Wiele z nich za bardzo przypomina historie wymyślone przez pijanego ćwoka.
Ja też osobiście w to nie wierzę, ale wiadomo, są osoby, które w to wierzą bezgranicznie. I cały czas uznają swoją rację. Ludzie lubią wymyślać takie niewiarygodne rzeczy. tak było, jest i będzie ;]
To jest chęć bycia celebrytą: jest taki człowiek, który jest znany; nieważne z czego, ale jest znany.
Akurat ludzie którzy wymyślili tą teorię związaną z obcymi na Ziemi to pewnie żadni celebryci, ale rozumiem co masz na myśli. Dzisiaj niestety w mniejszym stopniu liczy się talent... Ludzie robią wszystko, byleby o nich pisano.
Bo za sława idą pieniądze. Niemałe pieniądze. Ale i tak, o zostaniu gwiazdą w dużej mierze decyduje ślepy los.
Jednak to, że się człowiek dostanie do jakiegokolwiek filmu, to kwestia szczęścia. Jest tylu zdolnych, których mimo umiejętności, nikt nie chce zatrudnić. Większość zacharowywuje się na śmierć, a nic nie osiąga. A o tych co osiągną mówi się, że życie prywatne im się nie układa. Że doskwiera takim samotność. A ja na ten przykład wolałbym sukcesy w życiu zawodowym, kosztem życia prywatnego. I tak byłbym samotny. Samotny tak jak MacLeod z "Nieśmiertelnego".
To takie coś za coś, dobrze ułożone życie zawodowe, ale z prywatnym mniej szczęścia.
Tak łatwo powiedzieć, że poświęciłoby się całkowicie życie prywatne. Łatwo, dopóki nie zacznie nas to dotyczyć.
Być może, ale lepiej jak życie zawodowe idzie świetnie, bo nie będzie wtedy człowiek narzekał na biedę.
Niekoniecznie, są osoby, które są znane, życie zawodowe idzie im wprost wspaniale, ale i w życiu prywatnym im się wiedzie... wprawdzie są to jednostki, ale jednak są, chociaż jak to jest z gwiazdami ekranu to nie wiem, ale za przykład może służyć pisarz - Dean Koontz. Niemal każda jego książka zbiera bardzo dobre recenzje, dostaje za nią kupę kasy, a i na życie prywatne nie narzeka...
Tak jak pisałem są to jednostki, ale takie osoby pokazują, że jedno nie wyklucza drugiego - można mieć i udane życie prywatne i zawodowe, trzeba tylko chcieć :)... oczywiście jak już zawodowo zacznie się układać, bo z tym to różnie bywa (były czasy, że i Koontz niemal przymierał głodem, ale mimo to rodzina go nie opuściła, a teraz jednym z najlepiej zarabiających pisarzy w Stanach, a może nawet i na świecie).
A więcej takich o ciągotach literackich głoduje niż dorabia się fortuny. Jeśli czegokolwiek. Tak jak ja. Już dawno zdałem sobie sprawę, że nie osiągnę sukcesu ani jako aktor, ani pisarz. Lepiej znaleźć sobie jakąś stałą ale pewna pracę i zapomnieć o ambicjach. Po co ambicje, jak nie ma się niczego, co jest potrzebne do ich realizacji?
Tylko czemu od razu zapominać? Chociaż ja też teraz wiem, że nie będę w przyszłości z zawodu tym, kim chciałam jeszcze parę lat temu, to jednak nie zapomniałam o tym. Dla mnie to już wspomnienie, na które obecnie patrzę z uśmiechem w duszy :) Ale nadal jestem w sytuacji, gdzie szukam swojego miejsca. W głowie już mam zarys planu odnośnie mojego przyszłego zawodu, który, jak sądzę, spodobałby mi się.
Myślę, że wielu pisarzy na początku miało niezbyt przyjemne życie, ale wielu się wybiło, bo trzymali się swojego celu.
Ale więcej musiało zerwać z pisaniem, aby wiązać koniec z końcem.
A z innej beczki: słyszałaś co mówili dzisiaj o tych badaniach CERNu w Szwajcarii? Jeżeli nie doszło do błędu w badaniach, to udało im się przekroczyć prędkość światła(!). Rozumiesz co to znaczy?
Że teoria Einsteina została obalona :P Tak, też o tym słyszałam. Przez tyle lat uważano to za niemożliwe, a jednak udało się. To juz krok naprzód.
Czyli to całkiem możliwe, że jeszcze w XXI wieku uda ludzkość zdoła rozpocząć podróże międzygwiezdne. A co do teorii Einsteina, to to wywraca do góry całą współczesną naukę z dziedziny fizyki(!). Ale to dopiero początek. Trzeba znaleźć jeszcze sposób, aby przemieszczać więcej niż cząsteczkę atomu z miejsca na miejsce. A na to potrzeba olbrzymiej energii.
Heh, jak mówiłem - nie ma rzeczy niemożliwych ;)... jeszcze kilkadziesiąt lat badań i zaczną się pierwsze próby z coraz większymi obiektami... później muszki, myszki, pies (Łajka?), szympansy, a za 200-300 lat pierwsze loty załogowe...
Raczej wcześniej niż za 200 lat. Potrzebne jednak będą takie nadajniki, które łatwo i szybko przekażą sygnały radiowe ze statku na Ziemię. A przecież wiadomo, ze to całe lata świetlne.
Podróż, która zajęłaby setki czy tysiące lat mogłaby odbyć się w kilka dni (zależy jak na to patrząc). Niesamowite. Tak sobie myślę, takie podróże były, i jak narazie, są niemożliwe w praktyce, ale nigdy ich nie wykluczano całkowicie. Może ten eksperyment z tymi cząstkami mniejszymi od atomu jest pierwszym krokiem do swobodnego przemieszczania się ludzi po Wszechświecie. Jednak racja, potrzeba jeszcze dziesiątków lat badań nad tym...
Tak, to pierwszy krok. A kiedy uda się to zastosować na pojazdach kosmicznych, to Wszechświat stanie otworem przed człowiekiem. Może jednak być problem z łącznością radiową...
Nigdy nie lubiłem tematyki podróży w czasie. Ale tak na logikę, to nie można zmienić biegu historii. Prędzej może być coś takiego jak w pierwszym "Terminatorze".
Ja z chęcią przeniosłabym się w przeszłość. Może do czasów mezolitu na kilka dni :)
Gracie dziś w lotto? xD
Czyli ty pewnie nie grasz. Jak ciągle tak będzie się mówiło, to się nic nie wygra. Ja wysłałam sobie 4 kupony, a co będzie to będzie :]
Ja nie wierzę, że akurat na mnie by padło. Prawdopodobieństwo jest zerowe. Dlatego staram się niczego nie powierzać ślepemu losowi. Bo on wobec mnie jest złośliwy. Bardzo złośliwy.
Jeśli chodzi o przesyłanie informacji w czasie podróży międzygwiezdnych, to wydaje mi się, że nie będzie to przestarzała łączność radiowa... do tego czasu pewnie zostanie wymyślona jakaś inna forma komunikacji... wynaleziona specjalnie do tych celów...
A podróże w czasie... hmm... sam nie wiem co o tym myśleć...
DO takiej międzygwiezdnej komunikacji radiowej potrzebny będzie bardzo silny nadajnik. Nie wiem, jak sygnał z innego układu mógłby szybko dotrzeć na Ziemię... Jak dotąd to możliwe tylko w takich filmach, jak "Star Trek".
I jak narazie będzie tylko w takim czymś możliwe... W filmach ludzie mogą dać się ponieść wyobraźni, a już w ogóle w s-f.
W filmach sf najbardziej lubię samą myśl podróży międzygwiezdnych. Bardzo lubię też statki i teleportację.
Ja też, ale wolę o tym oglądać filmy dokumentalne niż takie fabularne. W sumie nigdy nie mogłam się zmusić do większości filmów s-f, a to dla mnie dziwne, bo lubię tę tematykę ;p
Nie wiem czy czytaliście, jesli nie to zobaczcie: http://www.narniaweb.com/2011/09/the-next-narnia-film-where-we-are-now/ Cały czas następna część możliwa, teraz nawet bardziej. :]
A smutna wiadomość z dzisiaj to to, że "Bitwa Warszawska" okazała się niewypałem. Najbardziej to mi szkoda Hoffmana. Klęska nie tylko na koniec kariery zawodowej, ale i życia. :(
Patrzę na recenzje. Krytyków. A jak krytykom się nie podoba, to nie spodoba się i widowni. A to miała być nadzieja dla polskiej filmówki. Nie było powtórki z sukcesu "Ogniem i mieczem" i "Pana Tadeusza". No i nie ma następców wielkich reżyserów.
czyli samego filmu nie widziałes, ale oceniasz... xD i nie zgadzam się, że widownia lubi tylko to co i krytycy. A film chciałabym zobaczyć, bo z opisu wydaje sie ciekawy, chociaż oceny są podzielone...
Ale jak patrzę na opinie, to potwierdza się to, co myślę o zdecydowanej większości ludzi starych: Że nie rozumieją obecnej epoki, jej mentalności, upodobań... W jednej z recenzji wyczytałem, że Hoffman robił ten film tak samo, jak "Potop". A przecież od tamtego czasu minęły trzy dekady(!). Czyli stary człowiek mentalnie utknął w przeszłości. Niestety.
Za kilkanaście lat te dzisiejsze filmy też w końcu ludzie uznają za dobre, głównie dlatego, że będą stare. Jeśli lubi się jakiś film, to nie musi on być zrobiony przez jakiegoś super reżysera, ani od razu odsypywany nagrodami...
Bardziej się liczy to, co film osiągnie kiedy go wyświetlają w kinach. Nie jak będzie stary. Inaczej wielkie filmy nie byłyby hitami.