u Tolkiena najbardziej spodobały mi się te języki i mnogość wersji nazw i imion. Na przykład Minas Tirith to u mieszkańców Rohanu "Mundburg" czy jakośtam. Albo wszystkie imiona Gandalfa. 
Jak ja myślałem nad swoimi pomysłami na opowiadanaia, to chciałem pokazać ludzi i ch tradycje oraz wierzenia. Póbowałem wymyślać przeróżnych bogów. W jednym nawet to chciałem użyć bogów dawnych Słowian.
Mnie u Tolkiena spodobała się różnorodność ras, a najbardziej polubiłam hobbitów ;) Sam, Frodo, Bilbo, Pippin, Merry... Dziadunio xD Wszystkich lubię. Chciałabym mieszkać w Hobbitonie ^^
Ja z fantastycznych światów, to chyba wolałbym te ukazywane filmach Mela Brooksa. Jeśli miałbym tam mieszkać. Albo w rzeczywistości z "Gwiezdnych wojen". 
Jak tu sobie wyobrazić życie bez wszystkich udogodnień, do których przyzwyczajony jest współczesny człowiek. 
Dawniej, jak nie mieli łazienek, to musieli śmierdziec na kilometr!.. I przy tym musieli mieć na sobie całe hodowle pcheł, wszy i pluskiew... W dodatku najmniejsza choroba mogła okazać się śmiertelna. Albo zęby: wyobraź sobie, że tylko nieliczne ponaddwudziestolatki miały wszystkie zęby...:P
A płeć męska to co, idealni? 
Niemniej, i tu się mylisz. Tak się składa, że dawniej ludzie mieli zdrowsze zęby niż obecnie. Co śmieszniejsze, nawet, a może szczególnie wtedy, kiedy nie wiedzieli, co to szczoteczka do zębów. 
I ogólnie ludzie kiedyś byli zdrowsi, zwłaszcza zbieracze-myśliwi.
wtedy to starości dożywali ci, co mieli najsilniejsze organizmy. W neiktórych kulturach był zwyczaj nadawania dzieciom imion dopiero gdzieś w wieku 6-7 lat. Dlaczego? Bo okres największej słabości do chorób mieli już za sobą. Tak więc dawniej kobiety rodziły często z tego powodu, ze nie wszystkie ich dzieci dożywały dziesięciu lat. 
A to co dzisiaj jest, to niestety negatywny skutek wynalezienia lekartw i umasowienia ich. Słabe organizmy zaczęły przekazywać swoje słabe geny potomstwu. Innymi słowy, gatunek został osłabiony.
Racja, obecnie ludzie są pod tym względem słabsi. Plus dochodzą jeszcze słodycze, niezdrowe napoje typu cola, fast foody i inne takie rzeczy. 
Jednak wcześniej miałam na myśli, że nie było wtedy np. chorób cywilizacyjnych, które dziś są znaczącą przyczyną śmierci wielu ludzi. Mówię o czasach przed cywilizacją oczywiście.
Takie choroby jak nowotwory czy choroby serca zawsze były. Tylko dawniej po prostu nie wiedziano, co człowiekowi jest. A zresztą dawniej żyły tylko najsilniejsze organizmy. takie, że jakbyś wsadziła do przerębla, to by nic się nie stało. Najwyżej zmarzłoby lekko.
Nowotwory istniały, nawet kiedyś czytałam, że przy oględzinach zwłok jakiegoś człowieka prehistorycznego wykryto że chorował on na raka. jednak były znacznie rzadsze niż dzisiaj. Nie było natomiast np. cukrzycy, otyłości, miażdżycy itp Ludzie zdrowiej się odżywiali, nawet jesli umierali młodo.
Cukrzyca to na pewno była! Czy ty myślisz, że takie choroby pojawiły się wraz z wybuchami nuklearnymi?!? Te choroby od zawsze były. Tylko po prostu niewielu było stać na lekarza to raz, dwa i tak nie było lekarstwa. Zgodzę się, że dawniej otyłych było niewielu. Niewielu mogło sobie pozwolić na taki luksus objadania się. Złośliwi twierdża że wiele chorób to efekt częśtego jedzenia mięsa. Fakt, że dawniej mięso było posiłkiem odświętnym. Tylko na ważniejsze święta, albo jeśli było to możliwe, na niedzielę. Widziałaś to chyba w "Chłopach".
Wstrzymaj się. Ja wiem co mówię. 
Tak się składa, że chyba mówimy o różnych czasach. Ty najpewniej o kilkuset lat wstecz, ja natomiast o czasach sprzed neolitu (wynalezieniem rolnictwa). Bo ludzkość istnieje nie od wynalezienia pisma, o czym warto wiedzieć...
A czym się różniła medycyna sprzed paruset lat od tej sprzed tysięcy. Może tym, że paręset lat temu, jak miałaś kasę, to lekarz mógł ci kości zestawić. A jak nie miałaś kasy, to umierałaś. 
Jeszcze przed II wojną światową w Polsce mało kogo było stać na lekarza. Szczególnie na prowincji, gdzie był jeden lekarz na całe miasteczko. A jak nie było kasy na lekarza, to mozna było samemu próbować, co oczywiście wielu przypadkach kończyło się tak samo, jak bez leczenia...
Oj, było ciężko, było. Jednak najgorsze gdy np. było się myśliwym i złamało nogę, wtedy to do końca życia (obojętnie ile zostało) było się unieruchomionym, o ile prędzej nie umarło się z bólu.
Złamana kończyna, jeżeli nie zostanie złożona, powoduje zakrzepicę i w rezultacie śmierć. Najpierw obumierała kończyna, potem reszta...
Byc może, ale lepiej odciąć palec/rękę/nogę niż pozwolić, aby gangrena zeżarła resztę ciała. Albo złamane żebro: dopiero medycyna XX wieku umożliwiła ratowanie życia, jeżeli przebiło płuco. 
Tak wogóle wczoraj i dzis miałem okazję przeczytac dwie kolejne runy "Kalevali". Naprawdę wspaniały tekst. Czuć taki klimat dalekiej północy, gdzie latem słońce nie zachodzi, a zimą na chwilę tylko wychyla się zza horyzontu.
Dziś przeczytałam kolejną runę, po długim czasie przerwy. W jakim momencie jesteś? Bo ja przy 11 runie (dopiero). 
Fakt, niezwykły klimat ma ten epos.
Dopiero czwarta... Ale nie mów mi co będzie dalej! Chcę wysilić wyobraźnię. Rzadko czytałem cokolwiek ostatnio, więc usiłuje jak najlepiej zapamiętać runy. Pierwsza to były narodziny Vainamoinena. Druga - Vainamoinen urządza Kalevę; obsiewa pola i ścina drzewa; podczas ścinki zostawia jedną brzózkę, aby ptaki mogły na niej wypoczywać. Trzecia - Joukahainen z Laponii rzuca wyzwanie Vainamoinenowi; stary czarodziej wygrywa i prawie że topi przeciwnika w bagnie; ten wykupuje łaskę, w zamian za rękę swojej siostry. 
Podoba mi się ta "Kalevala". Poświęciłbym cały dzień na jej czytanie, gdybym oczywiście mógł.
Ok nie będę spojlerować ;] Powiem jedynie, że runo 11 jest już innym wątkiem, nie na w nim Vainamoinena. Aż mi dziwnie było czytając je ;] Kilka dalszych pewnie też takie będzie. 
Runy 1 i 2 szczególnie kojarzyły mi sie z "Silmarillionem". Ciekawe czy coś jeszcze będzie później podobnego
Ja w pierwszej kolejności przeczytałem "Silmarillion". Potem dopiero gdzieś znalazłem fragment "Kalevali". Od razu spodobało mi się egzotycznie brzmiące imię, jakie tam było. To pewnie było "Vainamoinen". To był króciutki fragment, ale czuć było baśniowość poematu. 
A tak w ogóle w latach pięćdziesiątych Rosjanie i Finowie wspólnie zrobili film, luźno bazując na "Kalevali". Tytuł filmu to "Sampo". Nie oglądałem go jeszcze, bo chcę najpierw przecyztać "Kalevalę". Nie wiem, w jakim stopniu ten film się udał. Na pewno w Finlandii wszyscy go widzieli...
I czy są do niego napisy polskie, albo chociaż angielskie. 
Mnie na pewno dużo czasu zajmnie przeczytanie Kalevali, a tam jest z 50 run xD
Nie wiem. Nie jestem pewien. Jakby to było po rosyjsku, to mógłbym spróbować oglądać to. Po rosyjsku znam tylko parę słów, więc jak słucham czegoś w tym języku, to rozumiem tylko na zasadzie podobieństwa z polskim. Jeżeli w końcu postanowię się zabrac za oglądanie tego, to mam nadzieję, że będzie jakieś tłumaczenie... 
Tak w ogóle początkowo myślałem, że to film tylko radziecki. Dla żyjacych w Rosji Karelów "Kalevala" to też ważna rzecz. Potem jednak dowiedziałem się, że to koprodukcja radziecko-fińska. A Finlandia w tamtych czasach była powiązana z ZSRR, ale nie tak jak Europa Środkowa.
Jak kiedyś się na ten film gdzieś natknę, to może obejrzę. Oglądałam w internecie ilustracje do Kalevali, niektóre fajnie. :)
Ja znam tylko jedną. Ta na której Vainamoinen na łodzi walczy z jakimś skrzydlatym stworzeniem. Nie mów co to było. 
Szkoda, że już nie można znaleźć ilustracji do "Władcy pierścieni". Tych powstąłych przed filmem. Fajnie zobaczyć, jak rysownicy coś sobie wyobrażali, zanim nakręcono ekranizację książki. Chyba nikt juz sobie nie wyobraża, żeby Froda, Gandalfa czy Aragorna grał ktoś inny niż Elijah Wood, Ian MacKellen i Viggo Mortensen. Dawniej, to byli tacy, co sobie wyobrażali Seana Connery'ego jako Gandalfa i Anthony'ego Hopkinsa w roli Bilba.
na councilofelrond.com w galerii są różne ilustracje. Ale chyba nie wszystkie oficjalne, nie wiem.. LotR oglądałam po przeczytaniu książki, więc mnie tym bardziej aktorzy pasowali do ról. Niemal wszyscy mi się podobali w swej roli. Ale najbardziej aktorzy grający hobbitów (cała główna czwórka + Bilbo), Ian McKellen, Sean Bean i John Rhys-Davies. A, no i Andy Serkis też się spisał xD
Pamiętam, że ja Aragorna wyobrażałem sobie jako kogoś bardziej barczystego. Z postaci to chyba najbardziej polubiłem Gandalfa. Ian McKellen dobrze go zagrał. a gdzieś słyszałem głosy, ze w roli Aragorna byłby także Hugh Jackman.
Fakt. 
A w ogóle ostatnio wziąłem do ręki "Powrót króla". Tyle oni pozmieniali i wycięli w stosunku do oryginału... I przy tym przekonałem się, że cąły czas książka była lepsza niż film.
Lepsza jest pod wieloma względami, a największy taki, że to oryginał historii :) Ale film też bardzo dobry; moim zdaniem niektóre rzeczy są w filmie nieco lepiej przedstawione niż w ksiażce.
W filmie nie widać zbyt wielu zmian, jakie zaszły w Śródziemiu po objęciu władzy przez Aragorna-Elessara. On został nie tylko królem Gondoru, ale i Arnoru. A częścią Arnoru było Shire. Przy tym jeszcze, w oryginale w wyprawie do tej doliny umarłych Aragornowi towarzyszyli nie tylko Legolas i Gimli, ale i strażnicy z północy oraz synowie Elronda. Co więcej, echo wydarzeń w Śródziemiu dotknęło i Shire. A na samym końcu nie ma powiedziane, że to Gandalf nosić czerwony pierścień ognia - jeden z trzech elfich pierścieni.
1. PJ skupił się na tych ważniejszych bohaterach, bo to oni grają główne skrzypce, dlatego wplatanie synów Elronda i jakichś strażników nie było koniecznością. Odnośnie wyprawy do Doliny Umarłych - trójka bohaterów samotnie krocząca Ścieżką Umarłych budzila większe emocje niż taka otoczona całą świtą strażników. 
2. Końcowa bitwa w Shire nie została pokazana w filmie, gdyż, jak stwierdził PJ, nie potrzeba było w filmie wplatać wątku innej bitwy, zwłaszcza po skończeniu wojny z Sauronem. Krótko mówiąc, wystarczyło w filmie jedno zakończenie tej wojny. Ja to rozumiem, chociaż i tak byłoby ciekawie zobaczyć bitwę w Shire ;) 
3. Co mieliby pokazać jeśli chodzi o Aragorna jako króla? A w filmie nie było powiedziane, że został tylko władcą Gondoru. 
4. Z tymi trzema pierścieniami to nieco olali sprawę, z tym się zgodzę. Pierścień Galadrieli pokazali, ale innych nie. 
Mimo mniejszych lub większych błędów, przede wszystkim trzeba pamiętać, że żaden film (jako adaptacja) nigdy nie dorówna, ani nie przewyższy książki!
W symue racja, że film nie dorówna bogactwu książki. Co do Aragorna, to nigdzie nie padło nawet pół słowa, ze jego królestwo to takze Arnor na północy. W kwestii Shire, to chyba rzeczywiście nie zmieściłoby się to. A! i jeszcze nie było pokazane, dlaczego Denethor, namiestnik Gondoru, postradał zmysły. A to było ważne. A co do cąłości, to elfy nie opuszcząły Śródziemia z tego powodu, ze "ich czas przemijał" przed upadkiem Saurona. Dopiero po zniknięciu mocy trzech pierścieni "świat się postarzał i zszarzał dla elfów". Tak to ci, którzy nie mogli zaznać spokoju w Śródziemiu, odchodzili do Valinoru.
Albo gdy zostali śmiertelnie ranni, ale wtedy odchodziły tylko ich dusze. A wojna z Sauronem była dla wielu elfów powodem do odejścia i zaznania spokoju. Zawsze mnie ciekawiło, co się stało z np. Frodem, Bilbem i Samem, po ich odejściu ze Śródziemia. Czy dotarli do Valinoru, czy jedynie na wyspę Tol Eressea? Bo później tak czy tak ich dusze wędrowały do Iluvatara.
Mówiąc językiem ludzi, Valinor to kraina bogów. Więc chyba musi być miesjcem spokoju dla wszystkich, którzy opuścili Śródziemie. Umarłych chyba też. A zresztą, nie pamiętam, co o tym było w "Silmarillionie". Z tym, że elfowie mieli tą tarfyę, że byli nieśmiertelni i że już kiedyś tam byli. Leśna Pani Galadriel pamiętała jeszcze Valinor.
Nie nie, do Nieśmiertelnych Krain odchodzili tylko elfowie, zaś pośmiertny los ludzi nie był wiadomy, nawet elfom. Czytałam na którymś forum, że Powiernicy Pierścienia mogli dopłynąć jedynie na Tol Eressea, ale nie znalazłam nigdy dowodu na potwierdzenie tego. Czyli jedna z zagadek tolkienowskiego świata, można się jedynie domyślać co się z nimi działo. Podobnie jak kwestia Toma Bombadila ;)
Odnoszę wrażeniem, że tom Bombadil był czymś w rodzaju Majara, tak jak czarodzieje, zwani przez eló Istari. Z "Akallabeth" jest wspomniane, że ludziom z NUmenoru wolno było się zapuszczać na odległość od jakiejś latarni czy czegośtam. Nie pamiętam, czy odległość od Numenoru czy Valinoru. 
U Tolkiena najbardziej podobają mi sie te wszystkie języki. NIedawno zrozumiałem, że aby tworzyć jakikolwiek sztuczny język, trzeba samemu na blachę znać więcej niż dwa języki... A to już nie dla mnie... Niestety!..:(
Tak, języki to jedna z zalet ksiażek Tolkiena. Fajnie byłoby umieć np. jakiś elfiów xD 
Numenorejczycy mogli odpływać na zachód jedynie na odległość, z której mieli w zasięgu wzroku swój kraj, Numenor. Choć z niego niekiedy mogli dostrzec wieże miasta Avallone na To Eressei. 
Ja tak samo myślę, że Bombadil mógł być Majarem :)
Z elfickich, to znam tylko jedno słowo: Namarie - "żegnaj". A pamiętam, że jak zachwycałem się Tolkienem, to chciałem być jego wschodnioeuropejskim odpowiednikiem. Chciałem uczyć się wielu języków, w tym rosyjskiego, litewskiego, fińskiego i nie pamiętam jakichtam jeszcze... Ale nauka egzotycznych języków to nie lda mnie... Zwłaszcza, że nie ma gdzie i od kogo się tego nauczyć... Parę miesięcy temu próbowałem uczyć się języków skandynawskich, ale gdzie tam... A chciałem stworzyć powieść, cenioną za swoje bogactwo. Chciałem mieć bazę dla języków, które chciałem stworzyć... A kiedy spróbowałem nauki, nie dałem rady z samym sobą...
Wiem , piszesz o tym często na swoim blogu. 
Ja znam jeszcze "estel" czyli nadzieja ;) A na pamięć umiem krótki hymn "A Elbereth Gilthoniel" :) I słowa Aragorna podczas jego koronacji (te w quenyi)
Pytanie tylko, czy człowiek fonetycznie dobrze czyta te wyrazy. Jak sam się przekonałem, można sie nieźle pomylić, jak się nie zna fonetycznego brzmienia wyrazu w obcym języku. Na przykład norweskie słowo "jeg" wymawia się "jej". W walijskim "w" pełni rolę takę samą jak angielskie "w" i "u". Po irlandzku a czyta się jak polskie "e", a "e" jak polskie "i".
Nie wiem, nie znam się xD 
A hymn do Elbereth można wymawiać poprawnie, bo na youtube widziałam filmik jak Tolkien to recytuje
DOpiero niedawno zrozumiałem, że inną obok "Kalevali" z jego inspiracji były dzieła literatury średniowiecznej. Anglicy to akurat mają pod tym wzgledem co czytać, bo juz w średniowieczu pisano teksty po angielsku. Po polsku to zaczęto pisac dopiero w XVI wieku. W ogóle cała historia Śródziemia to w jakimśtam stopniu odbicie historii średniowiecznej Europy i Wysp Brytyjskich. Aragorn to kolejne wcielenie archetypu króla z literatury średniowiecza: wychowywany przez obce mu osoby, zjawiający się w krytycznej sytuacji. Tak jak król Artur, o którym się mówiło, że wróci kiedy będzie potrzebny.
No jasne, w końcu Tolkien był też wykładowcą literatury średniowiecznej. 
A niektórzy wierzą, że król Artur pewnego dnia powróci, by jeszcze raz poprowadzić swój lud do walki ;) Ta cała sprawa z Arturem jest niezwykle interesująca, lubię czytać i oglądać programy na jego temat.
Nie jestem historykiem, ale powiem hipotezę, ustaloną na podstawie lektruy "Wysp" Daviesa. Wydaje mi się, że Artur był przedstawicielem elity brytońskiej, która usiłowała rządzić Brytanią w V i VI wieku. Wiadomo coś niecoś o Vortigernie, po celtycku zwanym Vawr Thigern czy jakośtam. MIał to byc Bryt, który zaczął rządzić w Brytanii, po wycofaniu się Rzymian stamtąd. Artur miał panowac po nim. Miał być władcą celtów z Brytanii, którzy wtedy zaczęli walczyć z naporem Sasów i Anglów. Njaważniejsza bitwa miał mieć miejsce pod Mons Baden, po angielsku nazywanym Baddon Hill. Dla mnie to on był jednym z wielu celtyckich przywódców, którzy zaczęłi rządzić Brytanią na przełomie starozytności i średniowiecza. Musiał przy tym być surowy, bo imię Atur pochodzi od walijskiego artwr czy arthwr, co oznacza niedźwiedzia. A wiele osób zostłao zapamiętanych przez ludzi nie pod swoimi imionami nadanymi przez rodziców, tylko pod przydomkami, jakimi im nadali ludzie pod wpływem ich dokonań. Przypomnij sobie te wszystkie imiona i określenia, jakie nabywali bohaterowie "Władcy pierścieni".
Najciekawsze to kwestia tego czy Artur, jakiego znamy z legend, żył naprawdę, bo są ludzie nie wierzący w to. W dzisiejszych czasach przydałby się taki Artur. Najlepiej ten z "Merlina"^^ 
 
Ejjj, temat się kończy! Jeszcze tylko kilka postów i koniec gadki... ;p
Legendy mają to do siebie, że więcej w nich upiększeń, niż ziarna prawdy. 
A jak temat się skończy, to zaczniemy nowy.
Dlatego legendy są bogatsze i piękniejsze. Przeważnie. 
I zaczynac kolejny offtop... heh ile już było tych tematów xD
Na razie, ale i tak tematy często się powtarzają. Jak chcesz to możesz zrobić następny temat, tylko proszę, żaden pesymistycznie brzmiący. W sensie o tym, że nie będzie nowych filmów o Narnii.