Ten film nie ma żadnej treści. Jest do bólu przesadzony, przerysowany. Marlon Brando rzuca rynsztokowymi tekstami, Maria Schneider eksponuje goliznę, sceny erotyczne brutalne, ale w ubraniach. Przedmiotowe traktowanie kobiety, która się na to godzi. Nie mówię, że to się nie zdarza w życiu, ale tu jest suma złych przypadków na dwoje ludzi. Karykatura życia, ale ja jej nie kupuję. Dlatego 4+/10.
Plus przypomnijmy, że reżyser przyprawił o traumę nastoletnią Schneider, słynna scena z masłem była dogadana z Brando, a z samą aktorką nie, bo jej reakcje miały być "prawdziwe". Pomimo iż aktorka wpadła w narkotyki, leczyła się w szpitalu psychiatrycznym przez ten film, to po latach, gdy Bertolucci łaskawie przyznał, że no faktycznie mogło dojść do gwałtu na planie, to stwierdził tylko: No przykro mi, ale nie żałuję.
Mówcie co chcecie, ale Polański chociaż wielokrotnie, wielokrotnie przepraszał i żałował swojego czynu.
Dlatego ja żałuję, że kiedykolwiek zobaczyłam ten film i przez to nieświadomie wzięłam udział w tej ohydzie.