Dramat komediowy raczej, śmiesznie tu i smutno zarazem.
Przypomniałem sobie zupkę mleczną na kaszce mannej, o konsystencji kleju do tapet. Jeszcze słone, bo pod koniec lat 80, w przedszkolach cukier był na wagę złota. Że o szpinaku z ziemniorami nie wspomne...
To byli czasy.
Scena z zupką - dla mnie rewelacja. :) Choć, przyznam że osobistą traumę przeżywałam zawsze przy szpinaku. Samej mi się teraz zebrało na wspominki. Do przedszkola chodziłam do sióstr zakonnych. Całe życie będę pamiętać "gimnastykę". "Rowerki" na podłodze, podczas gdy moja spódnica zapinana była na zatrzask z tyłu.... Przymusowe spanie też było mocne. Jak człowiek już wreszcie zasnął, wiercąc się i kręcąc w tych kocach, to była pobudka.
Tak;) to było słynne "leżakowanie". Zaraz po nim następował wielki finał, czyli "podwieczorek" / najczęściej kisiel albo budyń i czasem jakieś ciacho. No i szło się do domku.
O, u sióstr to nie pamiętam żadnych deserów. Jako słodycz podawano...kompot z totalną, mega ciapają zamiast owoców ;) Ha, a pamiętasz imię swojego ulubionego kumpla z przedszkola?? Jeśli taki był, rzecz jasna. Ja pamiętam. :) Siostry nas rozdzielały, bo za duży humor miałyśmy razem.. ;P
Pewnie. Mi się złożyło, że Patryk W. chodził ze mną do przedszkola, podstawówy i ogólniaka. Dopiero studia nas rozpędziły, ja na AWF Wrocek, On do Wojskowej do Poznania. Ale bite 15 lat wspólnej edukacji... Ty pewnie miałaś trochę sztywniej w tym przedszkolu przez te Siostry, czy luzik.