Czuję się oszukany: zwiastun filmu sugerował zupełnie inny film - nie mówiąc o tym, że muzyka w tle zapowiedzi (Wanda i Banda "HiFi Superstar" czy jakoś tak) ani razu nie zabrzmiała w filmie; aktorzy wprawdzie wspaniali (bo nie ma Szyca, Adamczyka, i całej tej reszty) szczególnie Janda jako babcia z Bawarii (tu wtręt - oprócz Dziędziela, który jako cham z filmów Smarzowskiego sprawdzał się genialnie, tu jako terapeuta jest kompletnie nietrafionym wyborem i Simlata - który równie dobrze mógłby niepokazując twarzy mówić z off'u, z którego nota bene mówi Morawski - jako dorosła postać Simlata, bądź jego alter ego?!); wracając do poprzedniej myśli - jednak aktorstwo filmu nie ratuje, albowiem ów ma opowiadać wciągającą historię, a ta kuleje na każdym kroku, co podkreśla zamysł Autorów do prowadzenia narracji spoza kadru - główny bohater opowiada to, czego nie widzimy na ekranie - a to już jest żałosne.
Doceniam przywiązanie do szczegółów z epoki (szczególnie w magiczno-realnej scenie kąpieli widać obrzydliwą plastikową białą nakładkę na wannę), chociaż dziwi mnie tablica korkowa na ścianę przedszkola w latach osiemdziesiątych, nawet w krakowskiej Nowej Hucie.
Na szczęście nie płaciliśmy za bilety, gdyż w innym wypadku domagałbym się zwrotu 50% kosztów (bo w sumie wieczór z żoną w kinie był fajny - śmialiśmy się z Państwa Wielkich Polskich Filmowców). Może ktoś zarzuci mi niezrozumienie filmu (nie rozumiem np. dlaczego świetny swoją drogą Woronowicz na łożu śmierci wygląda identycznie jak na początku znajomości z Kuleszą, a ta wraz z Gruszką w domu opieki społecznej jest postarzona jak się patrzy) - ok, ale po co robić taki zwiastun filmu (czyli jedziemy w stylu przełomu lat 70-80-tych, chamskie żarty na granicy smaku - tak, tego oczekiwałem) a potem pokazać Sztukę, która sypie się dramaturgicznie, widać gołym okiem, że Pan Scenariusz nie wyrabia się w długości (za krótko) i trzeba go jakoś tam łatać nowym udziwnionym wątkiem - usprawiedliwiając to potrzebą terapii głównego bohatera.
Filmowcy! Opowiadajcie ciekawe historie, nawet z narratorem (np. "Chce się żyć"). Filmy mają dawać do myślenia - "Pani z przedszkola" dała mi miejsce do zapłakania nad rzemiosłem (tym razem małą literą) filmowym.
Trudno się nie zgodzić z opinią o zwiastunie. Widoczna na plakacie wzmianka "Komedia jakiej nie było" powinna natomiast brzmieć "Komedia KTÓREJ nie było". Niestety, marketing rządzi się swoimi prawami. Obawiam się, że reżyser firmując te kłamstwa swoim nazwiskiem poniesie konsekwencje. W przeciwieństwie do specjalistów odpowiedzialnych za marketing.
Tak, zgadzam się. Zobaczywszy pewnego razu w kinie zwiastun pomyślałam - "muszę to obejrzeć!". A teraz, kiedy jestem już po seansie odczuwam niedosyt i rozczarowanie. Kolejny raz zwiastun okazał się niezłą zmyłką. Ale cóż...trzeba jakoś zachęcić ludzi, żeby wydawali pieniądze na bilety. W dzisiejszych czasach liczy się biznes.