Nie ukrywam, iż choć krztuszę się ze śmiechu z kolejnych, taśmowo produkowanych horrorów stylizowanych na autentyczny zapis, pierwszy „Paranormal Activity” mi się podobał (z oryginalnym zakończeniem, nie tym dokręconym na fali sukcesu filmu na niezależnych festiwalach).
Było w nim coś tajemniczego, mocno niepokojącego, a jego ascetyczna forma wyróżniała się na plus wśród tandetnych horrorów o krzykliwych duchach pełzających po sufitach. O kontynuacji, a raczej prequelu, opinii mieć dobrej nie mogę…
Dlaczego? Toć to ten sam film nakręcony jeszcze raz, tyle, że tym razem akcję chwyta o wiele więcej kamer. Te same chwyty, podobne zabiegi, ni krzty oryginalności.
Ktoś wyszedł (jak widać po wynikach Box Office całkiem słusznie) z założenia, że skoro raz udało mi się coś sprzedać, to dlaczego nie sprzedać tego po raz drugi? I tak kupią. Zapewne niedługo sprzedadzą widzom to samo po raz trzeci. I czwarty. Trzeba tylko skombinować większy dom i więcej kamer…
Moja ocena - 1/10