Moim zdaniem zdecydowanie tak. Nawet jeśli Mel Gibson nawet jeśli chciał zrobić film prowokacyjny to się mu udało. Dlaczego był potrzebny? Ten film nie ma być
przekonywujący, nie ma nawracać ateistów. On ma przypomnieć wszystkim katolikom przez co tak naprawdę przeszedł Jezus aby nas zbawić. Myślę że owa brutalność tego
filmu (która była wadą wg niektórych) według mnie musi taka zostać, katolicy marginalizują swoją wiarę...czasem mam wrażenie że wierzą ale do końca nie wiedzą dlaczego,
czasem mi się wydaje że Katolicy tak naprawdę nie zdają sobie sprawy co się tak naprawdę działo po wydaniu wyroku przez Piłata.
Dlatego mimo wielu kłótni na tle światopoglądowym chciałbym aby to właśnie my...katolicy, abyśmy przywołali siebie do porządku nie oceniali innych osób tylko po przez
pryzmat tego filmu zastanowili się nad swoją wiarą.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich użytkowników i nakłaniam do przemyśleń
A co tu jest do przemyślenia? Gość stworzył kiepski slasher. Krwi jest tu więcej niż w Pile chociażby. Ten film to brutalna katorga, której już biorąc czysto logiczny wniosek - nikt by nie przeżył.
No skoro główny bohater mógł zamienić wodę w wino to czemu nie przeżyć takie coś? (((:
A btw. ja pamiętam jak ten film wyszedł i zrobiła się wielka moda na chodzenie w ramach katechezy do kina na ten horror. To nie były pojeczyncze przypadki. Czy to normalne, że tak wielu dorosłych, odpowiedzialnych ludzi chciało zabrać na to dzieci?! Czy katolicy w ogóle posiadają umiejętność używania mózgu?
Wiesz, byle głupi potrafi zamienić wodę w wino. Ten "magiczny proces" nazywa się fermentacją ;)
No cóż, katolicy i ogólnie osoby wierzące nie słyną z prawidłowego używania logiki i racjonalizmu. Ostatecznie przecież katolicyzm polega na wierze w to, że człowiek jest grzeszny, marny, plugawy i z natury zły, oraz że każdy człowiek winien jest śmierci Jezusa na krzyżu, toteż taki film stara się pokazać "widzisz? Urodziłeś się i zobacz do czego doprowadziłeś 2 tysiące lat temu!".
Mało zachęcające do bycia katolikiem... Gdyby nie hipokryzja pewnie katolików można by policzyć na palcach.
Zawsze może być gorzej i można spotkać przedstawiciela chrześcijaństwa ewangelikalnego, które głosi to co powyżej + że Ziemia ma 6.000 lat, historia potopu i inne to fakty historyczne, Adam, Ewa i gadający wąż z nogami i skrzydłami to prawdziwe postacie historyczne, ewolucja to kłamstwo naukowców, którzy słuchają podszeptów diabła...
Ach religia! Tak samo urocza, jak tysiąc lat temu ; )
Uoooch, nie denerwuj się.
ZapytaŁAM (nie jestem burakiem, tylko buraczką jak coś :)) 'CZY katolicy posiadaja blablabla.. ' Mogłeś pokazać mi, że tak, jednak jedyne co pokazałeś to jakiś dziwny bulwers. Cóż, oceniłeś film na 8, więc skoro dwugodzinne mordowanie człowieka na ekranie jest dla Ciebie godne oceny 8 to ja nie mam pytań... Chociaż może jednak jedno- zabrałbyś dzieciaka z podstawówki na ten film? DO KINA?
"swoją ignorancją obraziliscie setki milionów katolików"
Och straszne! Obraziłem miliony ludzi, którzy wierzą w niewidzialnego żyda na patyku, magiczną wodę z Lichenia i gadającego węża! Jest mi tak przykro, że aż brak mi słów :,(
"było wielkimi przywódcami"
... np. Hitler, krwawa Maria, lub Izabela Kastylijska...
"...myślicielami..."
No tak, scholastycy, Kant, Hegel, Pascal czy inni, których pokonali empiryści brytyjscy...
"...czy naukowcami"
70-90% naukowców to ateiści, więc no... Oczywiście możesz podać Kopernika (odrzuconego przez Kościół), Galileusza (też odrzuconego), Darwina (to samo), lub masę innych mniej znanych, których jak trzeba będzie, to przytoczę ; ) Co z tego, że jakiś katolik był naukowcem, skoro jego własny Kościół go zbeształ i wpisał na Listę Ksiąg Zakazanych? ; )
"normalnym jest, ze w takiej grupie znajdą się jednostki wybitne, przeciętne i głupie."
Problem w tym, że wiara z samej swej natury jest głupia. Niewidzialny żyd na patyku, który mówiąc zaklęcia stworzył cały świat? Pierwszy facet powstał z błota, a kobieta z kawałka kości i owa została zwiedziona przez gadającego węża ze skrzydłami i nogami, który nakłonił ją do zjedzenia magicznego jabłka... Można też przypomnieć sobie arkę Noego, gościa żyjącego w wielorybie, łażenie po wodzie i inne pierdoły...
"katolicy i OGÓLNIE osoby wierzące stanowią ~90% ludzkiej populacji"
A to dość ciekawe, ponieważ 18% światowej populacji to agnostycy i ateiści, kolejne 6% to buddyści, więc ogólnie niewierzących jest ~25%, więc nie 1/10, a 1/4. Spora różnica...
"i to własnie oni zbudowali świat w którym zyjemy."
Wiadomo, przecież to religie opracowały Internet, zbadały cały ludzki genom, wprowadziły teorię heliocentryczną, były zwolennikami demokracji, prawa świeckiego, równości i tolerancji, głosiły pacyfizm, rozwijały chemię, fizykę i biologię, poleciały na Księżyc... Nie to co nauka, ta nie robi nic... Religia za to posuwa nasz piękny świat do przodu...
@sthrashne
Nie jestem tak naiwny by uwierzyć, że zadałaś to pytanie nie po to by obrazic ludzi a dlatego, że naprawde nie zdawałaś/zdajesz sobie sprawy, że wsród przeszło miliarda katolikow są tacy ktorzy potrafią ‘używać mózgu’. Uważam, że w takim wypadku mój ‘dziwny bulwers’ był jednak uzasadniony. Przepraszam za pomyłkę co do twojej płci ale naprawde nie zrobiłem tego celowo. Jeśli chodzi o mój gust filmowy to tak dałem 8 ponieważ cenie ten film za świetną myzykę, zdjęcia, dbałość o realia historyczne, naturalistyczny obraz Męki Pańskiej i nastrój. A wracając do twojego pytania: nie, nie zabrałbym dziecka z podstawówki na ten film do kina ponieważ jest to film dozwolony od lat osiemnastu i nie wierze w to, że jakiś ksiądz to zrobił. Natomiast potrafie wyobrazić sobie katechizacje w ten sposób uczni szkół srednich i mysle, że własnie o tym mogłas słyszeć.
@ Oriflamme
Naprawde nie chce mi się ci odpowiadać ale myśle, że nie powinienem pozostawić twoich kłamst bez odpowiedzi.
#1 myśle, że to nie wymaga komentarza, poprostu poraz kolejny dałeś popis swojego buractwa. Nie pozostaje mi nic innego jak podsumować ten akapit w twoim stylu: Jest mi tak przykro, że aż brak mi słów :,(
#2 pewnie nie wiesz ale w dyskusji nie należy przytaczać przypadków skrajnych badz patologicznych. Rownie dobrze ja mogę podać przykład złych ateistów, chociażby by daleko nie szukać, twojego mentora Stalina.
#3 ups strzał w kolano wyobraz sobie, że John Locke głowny przedstawicel własnie empirystów brytyjskich był osobą wierzącą [http://en.wikipedia.org/wiki/John_Locke#Religious_beliefs]. A jesli chodzi o nazwiska mogę wymienić także inne: Awicenna , Kartezjusz to także wierzący.
#4 kolejne kłamstwo, [http://phys.org/news102700045.html] podaje 52%, [http://en.wikipedia.org/wiki/Demographics_of_atheism] mówi o 60%, najwiecej bo aż 72% podaje [http://www.stephenjaygould.org/ctrl/news/file002.html] chociaz niezabardzo podoba mi sie stwierdzenie leading scientists bo nie wiem na jakiej podstawie ich sie typuje. Wkazdym badz razie daje nam to od 50 do 70 procent nie wierzacych wsród naukowców (a nie żadne wyssane z palca 90%) pozatym pozostała mniejszośc i tak bije cie na głowe jesli chodzi o intelekt, umiejetnosc logicznego myslenia i racjonalizm.
Maxwell , Newton to według ciebie ci mniej znani oO? Nie przypminam sobie też by np oni zostali jak to ujołeś ‘zbeształ i wpisał na Listę Ksiąg Zakazanych’.
Widze, że przykłady które przytaczasz tycza sie glownie średniowiecza, ale nie przejmuj się jak skonczycie przerabiac w gimnazjium sredniowiecze to poznasz tez innych.
#5 smutne, że dla ciebie wiera to gosc żyjący w wielorybie, magiczne jabłka i gadajace węze i skoro uwazasz, ze natym polega wiara innych to jestes naprawde malo rozgarniety.
#6 no i znowu wciskasz kit [http://en.wikipedia.org/wiki/Demographics_of_atheism] podaje, że według różnych źródeł 2 do 3.8 % ludnosci swiata to ateisci natmoiast "secular, non-religious, agnostics and atheists" to około 14% a co do buddystów to rozumiem, że według ciebie „wyznanie wiary w istnienie istot nadprzyrodzonych (np. dewy) oraz posiadanie poglądu na temat życia po śmierci (reinkarnacja)” to nie wiara a już nauka? Hmm co za hipokryzja : ]. [https://pl.wikipedia.org/wiki/Buddyzm]
Dobra myślę, że moja odpowiedz wyczerpuje już temat, raczej nie będe tez już ci odpisywac gdyz nie jestes dla mnie partnerem do dyskusji a forum filmwebu to niespecialnie miejsce na debaty o swiatopogladzie. Wkazdym razie pozdrawiam i zycze szczescia w zyciu.
"#2 pewnie nie wiesz ale w dyskusji nie należy przytaczać przypadków skrajnych badz patologicznych. Rownie dobrze ja mogę podać przykład złych ateistów, chociażby by daleko nie szukać, twojego mentora Stalina."
Och, idąc tą drogą nikt nie był zły. Po czy np. naziści byli źli? Oczywiście że nie byli źli. To ewenementy pokroju Goebbelsa, czy też Hitlera były mocno pogrzane, przecież typowy nazista mieszkający sobie w Hanowerze nie chciał mordować Żydów. To samo z socjalistami - czy mordowali ludzi? Nie! To wyjątki to robiły, źli żołnierze, lecz kiedy porównamy liczbę złych z dobrymi, wyjdzie że ogół był dobry i że ostatecznie w socjalizmie nie ma nic złego...
Druga kwestia to kwestia czynienia złych rzeczy - nie liczy się KTO zrobił, ale DLACZEGO. Hitler był: wegetarianinem, wierzącym, malarzem, nazistą. Nie powiemy jednak że mordował, ponieważ był wegetarianinem, ponieważ jego wegetarianizm nie wpłynął na jego zbrodnie nijak. Na jego zbrodnie wpłynął fakt bycia wierzącym prawicowcem. Stalin z kolei był: ateistą, socjalistą, paranoikiem. Czy Stalin zabijał z powodu ateizmu? Nie, Stalin zabijał z powodu paranoi, ponieważ zabijał tak ateistów, jak i wierzących; niszczył kościoły równie chętnie, co szkoły (słynna chociażby teza którą popierał, że rzekomo DNA i geny to wymysł kapitalistów (tzw. łysenkizm)), zabijał chętnie zarówno socjalistów, jak i monarchistów. Pamiętajmy, że mordował swoich przeciwników, jak i sojuszników, zrobił wielką czystkę w armii, bo sądził że wszyscy chcą go pozbawić władzy, mordował każdego, kto choćby źle spojrzał na niego.
Ergo - motywem jego zbrodni nie był ateizm, a wszechogarniająca paranoja.
"#3 ups strzał w kolano wyobraz sobie, że John Locke głowny przedstawicel własnie empirystów brytyjskich był osobą wierzącą."
Niestety, ale jego empiryzm nie miał wiele wspólnego z faktycznym stanem owego. Locke uważał, że dowodem empirycznym na prawdziwość wiary są np. cuda, lecz nie wiedział, że cuda to tak naprawdę naturalne zjawiska, których on nie potrafił wyjaśnić w naukowy sposób. Dziś już jednak to potrafimy i z Lockiem żaden empirysta by się nie zgodził. Już pomijam kwestię, że Locke był filozofem społecznym, podobnie jak Le Bons, a nie empirykiem naukowym, co zmienia mocno sposób postrzegania jego poglądów. No i te jego twierdzenia mówiące, że ateizm jest zły, ponieważ prowadzi do chaosu społecznego, ponieważ Bóg jest źródłem moralności, a odrzucając źródło, odrzucamy moralność. Jest to typowa średniowieczna scholastyka, nie mająca żadnego pokrycia w faktach i wieloletnich badaniach kultur i religii różnych ludów. No ale można mu to wybaczyć, Locke w końcu żył w czasach, gdy współczesna nauka dopiero się rodziła, zaś empiryzm naukowy pojawił się jako taki dopiero pod koniec XVIII wieku.
Kartezjusz? W filozofii nadal bazował na typowej scholastyczno-dogmatycznej metodzie dowodzenia. Z nim rozprawił się Friedrich Nietzsche.
Awicenna - znowu to samo, typowy scholastyk, na polu dowodzenia spraw natury metafizycznej, brat bliźniak Tomasza z Akwinu.
"#4 kolejne kłamstwo mówi o 60%, najwiecej bo aż 72% podaje chociaz niezabardzo podoba mi sie stwierdzenie leading scientists bo nie wiem na jakiej podstawie ich sie typuje. Wkazdym badz razie daje nam to od 50 do 70 procent nie wierzacych wsród naukowców"
Napisałem 70-90%, znasz pojęcie przedziału? W Ameryce np. 95% naukowców to ateiści, bardzo podobna statystyka jest w Wielkiej Brytanii. Im bardziej rozwinięty kraj, tym więcej ateistów. Nauki biologiczne dominują na tym polu. W każdym bądź razie 90% w najbardziej rozwiniętych krajach, może ok 70% globalnie.
"Maxwell , Newton to według ciebie ci mniej znani oO? Nie przypminam sobie też by np oni zostali jak to ujołeś ‘zbeształ i wpisał na Listę Ksiąg Zakazanych’."
A tak tak, sir Isaac Newton, który odkrył i opisał grawitację... A przy okazji wierzył w boga, w astrologię, horoskop i przez całe życie próbował zamienić ołów w złoto ; )
Ach, Maxwell, w końcu ktoś komu nie mam co zarzucić. No, może poza tym że odrzucał ewolucję, ale wtedy ewolucja nie była jeszcze tak dobrze udowodniona, więc można mu to wybaczyć. Brawo, masz zatem na koncie jednego prawdziwego naukowca, który wierzył ; )
"#5 smutne, że dla ciebie wiera to gosc żyjący w wielorybie, magiczne jabłka i gadajace węze i skoro uwazasz, ze natym polega wiara innych to jestes naprawde malo rozgarniety."
Och, nie tylko na tym. Wiara polega też na tym, by prześladować tych, co myślą inaczej, co niedzielę wierzyć, że się je kawałek ciała umarlaka sprzed 2.000 lat, że wszyscy są źli, plugawi, niegodni i słabi i że zmienić to może tylko niewidzialny gostek w niebie...
#6"secular, non-religious, agnostics and atheists" to około 14%"
Ja korzystam z innych źródeł, bardziej naukowych, które mówią o 16-18%
"rozumiem, że według ciebie „wyznanie wiary w istnienie istot nadprzyrodzonych (np. dewy) oraz posiadanie poglądu na temat życia po śmierci (reinkarnacja)” to nie wiara a już nauka? Hmm co za hipokryzja : ]."
A-teizm (A - nie, Theos - bóg) to ściśle rzecz biorąc pogląd odrzucający istnienie boga. Buddyzm w kręgach religioznawców uważany jest za religię nonteistyczną, czyli religię bez boga. Sam buddyzm przez buddystów nie jest uważany za religię, a za filozofię, to samo uważają filozofowie religii. Tradycja zachodnia nie ma konkretnego rozróżnienia na filozofię i religię, toteż trudno określić co ogólnie jest tam religią, a co jeszcze filozofią. Stąd właśnie buddyzm nazywamy nonteizmem, stąd wynika, że ateista może być buddystą, ponieważ buddyzm nie zakłada istnienia żadnej superinteligentnej istoty, która stworzyła świat, oraz nie wymaga żadnych modlitw i nie posiada czegoś takiego jak rytuały. Buddyzm ma medytację, element reinkarnacji jest tak naprawdę zapożyczeniem z hinduizmu i nie występuje we wszystkich jego rodzajach.
"Wkazdym razie pozdrawiam i zycze szczescia w zyciu."
Również pozdrawiam.
Możesz podać źródło? Z tego co ja znam Kanta, to postulował za agnostycyzmem poznawczym, lecz również dowodził istnienia Boga na bazie dobra, prawdy i wolności.
Jedno nie wyklucza drugiego. Czytałem Kanta i taki wniosek wyciągnąłem, nie podam ci konkretnego źródła.
Dowody na istnienie Boga są swoją drogą śmieszne. Czytam teraz "Fedon" Platona i tam Sokrates mówi, że dowodem na życie wieczne jest to, że przeciwieństwa powstają z przeciwieństw. Czyli: "przeczytana książka rodzi się z nieprzeczytanej, hałas rodzi się z ciszy a cisza z hałasu (naturalne następstwa) więc życie rodzi się ze śmierci".
Nie wiem jak Platon mógł być tak dziecinny...
No ok, rozumiem. Na podstawie jakiego dzieła taki wniosek wysnułeś? Przeczytam i zweryfikuję swój pogląd.
I owszem, jedno nie wyklucza drugiego, tym bardziej że postulowany przez niego agnostycyzm jest dość odmienny od tego powszechnego agnostycyzmu, o którym najczęściej się mówi.
No cóż, filozofia antyczna jest bardzo dziwna. Taki chociażby solipsyzm, lub sokratejskie wywody o pięknie i cnocie.
Ludzie!! Zlitujcie się! Przestańcie ciągle zbaczać z tematu! OK już wiemy, nie wierzycie w Boga i uważacie innych wierzących za śmiesznych, bo wierzą. Nie podobał się wam film - dobrze! Napiszcie dlaczego. To jest forum filmowe i wątek dotyczy sensu jego powstania.
Temat dyskusji nie brzmi: "Bóg - prawda czy mit?" albo "Bezsensowna dyskusja, która nigdy nie skończy się żadną logiczną konkluzją"
Za przeproszeniem: Wypad stąd! Dyskutujcie sobie, gdzie indziej np. na www.niekończące-się-dyskusje.pl
Skoro powstał film na temat Żydka na krzyżu, to chyba zrozumiałym jest, że rozmowa toczy się o jego autentyzm? Wierzący mogą sobie wierzyć w te pierdoły, ale w momencie gdy mówią "tak, to wydarzyło się naprawdę", automatycznie wchodzą na pole historii i archeologii, a gdy dodają "Biblia jest prawdą" to dodatkowo są gnojeni faktami i sprzecznościami.
Tak więc owszem, niech sobie wierzą w coś, w co tylko osoba chora na umyśle mogłaby wierzyć, nikt im tego nie zabroni, lecz niech nie chrzanią, że ów film był niemalże zapisem historycznym tego, co się stało...
"Czy taki Film był potrzebny?" to jest tytuł tematu, nikt nie chce rozmawiać o autentyzmie.
Tak naprawdę to nikt nie ma ochoty rozmawiać o autentyzmie, dla osób wierzących sprawa jest oczywista. Ten film został stworzony dla wierzących. Na plakacie promującym powinno być ostrzeżenie: "Tylko dla wierzących",
Wcale się nie dziwię, że postrzegasz ten film w taki sposób. Pewnie gdybym nie wierzył, że to miało miejsce i nie wiedział jaka symbolika za tym wszystkim stoi, to też bym uznał, że ten film to tylko krwawa łaźnia.
Pytanie "czy taki film był potrzebny?" rodzi drugie pytanie - o czym jest ten film i jaką historię ma ludziom do opowiedzenia. Możliwa odpowiedź to "film opowiada historię domniemanej postaci historycznej, jaką jest Jezus, zaś celem było ukazanie oddanie życia za człowieka".
Drugi zestaw - na tytułowe pytanie można odpowiedzieć pytaniem "a co miał na celu osiągnąć ten film?". Jeśli miał ludzi przekonać bardziej do zabobonu (bo taka była myśl przewodnia - przekonać ludzi niemerytorycznymi środkami do skłonienia się ku absurdalnemu twierdzeniu o realności chrześcijaństwa), to film ten tę rolę spełnił perfekcyjnie.
Może i Ty jesteś za totalitaryzmem (czego Ci współczuję ogromnie), ale wiedz, że wolne społeczeństwo liberalnego kraju może obejrzeć co chce. Jak będę chciał, to mogę obejrzeć film o nazizmie, o żydzie na patyku, o Cezarze, lub o Napoleonie. Nie muszę być Francuzem, by móc obejrzeć taki film o bohaterze francuskim.
Dlaczego Ty z kolei uważasz, że ateiści nie powinni móc iść na ten film? Zapewne dlatego, że w przeciwieństwie do wierzących, którzy łykną ten film bez cienia pytań i wątpliwości, ateiści zaczną zadawać pytania, podważać go, ogólnie patrzeć na niego nad wyraz sceptycznym okiem. A jak dobrze wiemy, religia nie znosi sceptycyzmu i krytycznego myślenia. Ten film bowiem jest nad wyraz mocno skorelowany z religią i z jednej strony część krytyki będzie poświęcona autentyzmowi (którego filmowi całkowicie brak), z drugiej strony całej otoczki religijnej. W końcu filmów o Jezusie było wiele i im bardziej technika pozwalała (wraz z ustępującym konserwatyzmem kinowym), tym bardziej krwawe wersje powstawały. Pasja jest zwieńczeniem, w istocie krwawym dziełem, które nawet "Krzyka" prześcigają, niewiele miejsca ustępując serii "Piły".
Za tym nie stoi żadna symbolika (no, chyba że chcesz mi powiedzieć, że rzekoma droga krzyżowa i ukrzyżowanie to tylko symbol, lub historyczne zdarzenie, ale w Biblii poetycko wzbogacone o hiperbolizujące wyobrażenia, które nie miały miejsca).
Widać też u Ciebie silnie skorelowany brak wyczucie smaku i brak jakiegokolwiek gustu. Gdyby w ten sposób ukazano inny film, inną historię, tu uznałbyś ją za zapewne co najmniej przesadzoną, ale że jesteś wierzący, to zmienia to postać rzeczy i film z krwawej łaźni, staje się niemal historycznym zapisem wydarzeń.
Źle się mnie zrozumiałeś, jestem daleki od zakazywania komukolwiek czegokolwiek. "Tylko dla wierzących" miałoby być ostrzeżeniem, nie zakazem.
Dla mnie Pasja (pozwól, że użyje metafory) jest jak hermetyczny dowcip, rozumiany tylko w pewnym gronie osób, jeżeli nie należysz do tego grona, będziesz patrzył na bandę matołów rżących ze śmiechu i nie zrozumiesz o co im chodzi. (koniec metafory)
Pasja nie jest oczywiście dowcipem. Chodzi mi o to, że ja oglądając ten film za każdym razem kończę go z postanowieniem poprawy, bycia lepszym człowiekiem. Wątpię, żeby było dużo ateistów mających podobne przeżycia do moich :)
Mam zatem taką nadzieję. Nie rozumiem jednak takich obostrzeń w stylu "film tylko dla ateistów", "film tylko dla wierzących", "film tylko dla republikanów", "film tylko dla ludzi o mocnych nerwach". Według mnie film nie ma być hermetyczną wiadomością, która ma utwierdzić nas w naszych przekonaniach, lecz ma na swój sposób rozpocząć dyskusję. Np. ja jako ateista mogę obejrzeć i milion filmów na temat ateizmu, ale co to da, poza moim - i tak już posiadanym - poczuciem słuszności mojego wyboru? Uważam, że tak strona A powinna oglądać filmy B, jak i strona B powinna oglądać filmy A. Otwartość.
Twoje postanowienie poprawy nie wynika bowiem z samego filmu, a z Twojego przekonania, że ten film to prawda historyczna, a więc oglądając ten film budzi się w Tobie uczucie jakby sprowadzenia tego cierpienia na Jezusa. Z tego też powodu film ten uważasz za dobry, lub przynajmniej potrzebny - ponieważ budzi w Tobie uczucie winy za wymyślony przez pustynnych pasterzy grzech. Ostatecznie ludzie potrafią sobie od ust odejmować, nie prowadzić aktywnego życia społecznego, oraz robić wiele innych dziwnych rzeczy, tylko dlatego, że ktoś kiedyś wymyślił, że np. w piątek nie będą jeść mięsa, ani chodzić na tańce. Religia jest jedynym akceptowalnym totalitaryzmem i to mnie dziwi najbardziej, że ludzie sami tego totalitaryzmu chcą.
Problem w tym że najczęściej to katolicy Biblii nie znają w ogóle, a po drugie - w tym kraju 87% ludzi to katolicy. Co z tego że napisałby autor tematu o salwacjonistach, adwentystach, lub anabaptystach, skoro rzadko który katol zna własną wiarę, już nie mówiąc by znał inne denominacje i ich wykładnię teologiczną.
nie wiem, czy słyszałeś, o luteranach, kalwinistach, metodystach, Świadkach J. arianiach, neokalwinistach, baptystach, zielonoświatkowcach, a także kościołach bezdominacyjnych do których sam należę. Zobacz na religijną mapę świata. Odłamy ewangeliczne stanowią połowę europy, całą Amerykę Płn, Austalię. My rzeczywiście żyjemy w większej świadomości w to, co wierzymy, znamy na wylot wiarę innych, bo żyjemy w katolickim społeczeństwie. Jednak mimo tego, że bardziej trzymamy się zasad wiary, tzn. nie pijemy, nie palimy, nie przeklinamy, dążymy do uświęcenia, mimo tego, podchodzimy do kwestii wiary bardziej "na luzie". Nie uświęcamy się, bo tak każe żelazna doktryna religijna, ale dlatego, że kochamy Boga, i nie chcemy Go zasmucać. Wiara opiera się na miłości. Czytamy codziennie Biblię. Znamy ją bardziej niż inni. Wiemy lepiej co Bóg mówi, bo nie bierzemy tego w ludzką interpretację, ale wiemy, że Bóg mówi SERIO. Jedynym naszym Ojcem duchowym jest Bóg. Nie papież. I nikogo nie nazwiemy świętym - tylko Boga. I w nikogo innego nie wierzymy. Tylko w Boga
Znam je wszystkie, z części mam nawet znajomych.
To już zależy czy mamy do czynienia z nurtem konserwatywnego chrześcijaństwa, czy raczej liberalnego. Może być mieszanka konserwatywno-liberalna, z fundamentalizmem biblijnym i liberalizmem społecznym. Różnic i różności jest cała masa. Dodatkowo pamiętajmy o tym, że kościoły protestanckie nie mają odgórnie wytyczonej nauki, przez co dla przykładu polscy luteranie różnią się od szwedzkich, lub amerykańskich.
Dopóki nie bierze się Biblii literalnie, dopóty jest dobrze. Bo inaczej jest... no, niezbyt miło.
Biblia jest zbyt potężną księgą, by zamykać ją w schematach ludzkich. Jest Słowem samego Boga. Boga, który stworzył świat. Dlatego wszelkie interpretacje - nie tylko watykańskie - są niebezpieczne dla nieświadomej i niewinnej zbiorowości ludzkiej.
Noooo... powiedzmy :D Śmiem się nie zgodzić, że jest napisana przez jakiegokolwiek boga, bowiem istnienia owych póki co nic i nikt nie potwierdziło, więc jest to książka tak samo... baśniowa, co te opisujące wampiry, smoki i inne nieistniejące istoty.
Interpretacje watykańskie są jednak bezpieczniejsze, poparte wielowiekową tradycją, na dodatek działają w życiu.
Tradycja ludzka, a Boże myślenie, to dwie różne rzeczy. Problemem ludzi na tym forum jest to, że nie umieją spojrzeć na świat z cudzej perspektywy. Nie mogą dopuścić myśli, że Bóg istnieje. Ludzie zamykają Wszechmogącego Stwórcę w marnych okowach ludzkiej tradycji i przyzwyczajeń. Prawa nadawane przez wielu papieży (nie mówię że wszystkich), były obłudnie łamane za kulisami Pałacu Watykańskiego. Z kilkoma żonami i wieloma dziećmi, żyło co najmniej 50% papieży.
Co to w ogóle za wymysły, że Bóg mówi serio. Pod tym pojęciem kryje się stwierdzenie, że Bóg mówi zawsze dosłownie - a większość zdań wypowiedzianych przez Jezusa można interpretować na kilka sposobów. Np. "Idź i nie grzesz więcej" - jedni rozumieją to jako odniesienie do grzechu cudzołóstwa (raczej słusznie, biorąc pod uwagę kontekst), inni myślą że to zdanie oznacza: nie popełniaj już żadnego grzechu.
Śmieszne jest, że słowa ze ST "Jestem, który jestem" mają obudowę teologiczną, dotyczącą istoty Boga, natury jego istnienia. A bardziej prawdopodobne, że "jestem który jestem" oznacza: mów do mnie jakkolwiek, nazywaj mnie jakim imieniem chcesz.
Inna sytuacja: Piłat pyta Jezusa "cóż to jest prawda?"
Większą wartość od teologicznych interpretacji tego wyrażenia ma interpretacja prostsza. Jezus mówi, że jest z Prawdy, Piłat więc pomyślał że Prawda to jakaś miejscowość i dlatego pyta: cóż to jest? czyli - gdzie jest taka miejscowość?
Przestudiuj proroctwa starotestamentowe, i ich wypełnienie w Jezusie. Wszystkie dają dokładne, konkretne wskazówki. Skoro uznamy że można na każdy sposób interpretować Pismo... po co w ogóle takie coś jak religia? Skoro każdy interpretuje Biblię według swojego "widzi mi się", czy to nie prowadzi do anarchii?
To po co w ogóle istnieje Biblia, która jest wieloznacznym tekstem? Proroctwa ST i ich wypełnienie w Jezusie to prawdopodobnie mit, tzn. po śmierci Jezusa powstała cała otoczka związana z jego bóstwem i wypełnieniem się przez niego proroctw. Dzisiaj dzięki metodzie historyczno-krytycznej (propagowanej nawet przez Benedykta XVI) można obalić większość scen z Ewangelii i uznać je za metaforyczne, np. masowe wstawanie z grobów, większość słów cytowanych jako slowa Jezusa, wizyta mędrców ze wschodu i inne. Po prostu ewangeliści jakoś dopasowali historię Jezusa do proroctw ST.
Benedykt XVI nie jest moim autorytetem. Jestem wolnym chrześcijaninem. Wierzę w Boga. Nie w żadną z denominacji chrześcijańskich, nawet w te protestanckie, choć się w nich wychowałem. Bóg jest dla mnie tak samo realny, jak komputer, na którym teraz to piszę. I tak blisko mnie, jak ten ekran. Żyję w cudach. Każdego dnia na własne oczy widzę to, jak Bóg mnie kocha. On chodzi ze mną każdego dnia ramię w ramię. Dla was to dziwne. Dla mnie to standard.
Gdyby rozpatrzyć te twoje przeżycia na zimno i zupełnie obiektywnie, znalazłyby się bardziej przyziemne możliwości interpretacji tego co przeżywasz. Przyjmujesz pewien punkt widzenia i w związku z tym w ten sposób postrzegasz świat, to naturalne. Powiedz mi zatem proszę, po czym poznajesz, że Bóg cię kocha?
Poza tym nie chodzi mi o to, czy Benedykt jest autorytetem. Prawdą jest, że to człowiek bardzo wykształcony i mądry - więc jego pomysły są pewnie warte rozpatrzenia.
Są to rzeczy niepojęte, jeżeli ich się nie doświadczy. Trudno je racjonalnie wytłumaczyć, a jednak trzeba je realnie stwierdzić. Pewnie napiszesz mi, że mam nieźle narąbane, ale Bóg towarzyszy mi codziennie jak przyjaciel. Takie codzienne, życiowe cuda pojawiają się cały czas w życiu moim i moich rodziców. Moja mama, gdy została z trójką dzieci sama, cały czas żyła z cudów. Prosiła Boga o pomoc finansową, i dokładnie taka kwota jakiej potrzebowała, pojawiała się sama. Ktoś po prostu szedł ulicą, i coś go tknęło, by ją zatrzymać, i wyciągnąć wszystko z portfela. Ja też przeżywałem codzienne cuda. Takie zwykłe. Pokazujące jak bardzo Bóg nas kocha. Każdego z nas. Nieważne kim jest.
A teraz cię zacytuję: "Gdyby rozpatrzyć te twoje przeżycia na zimno i zupełnie obiektywnie, znalazłyby się bardziej przyziemne możliwości interpretacji tego co przeżywasz. Przyjmujesz pewien punkt widzenia i w związku z tym w ten sposób postrzegasz świat, to naturalne". Zrób to samo w odwrotną stronę. Odsyłam Cię do Ewangelii św. Jana.
"Idealnie przygotowana do dyskusji osoba, musi znać argumenty drugiej strony dyskusji" (słowa mojej nauczycielki biologii - gdy kłóciłem się z nią o teorię ewolucji). Ja jestem doskonale przygotowany do prowadzenia dyskusji. Przestudiuj Biblię bez sceptycyzmu. Chociaż kilka ważnych ksiąg. Działaj metodą dedukcji. A co by było gdyby rzeczywiście... Spójrz na Biblię pod kątem wiary. Nie mówię, żebyś wierzył, ale tylko się temu przyjrzał. Przestudiuj Ewangelię św. Jana, List do Tymoteusza, I księgę Rodzaju. JEŻELI OCZYWIŚCIE CHCESZ DYSKUTOWAĆ! BO RÓWNIE DOBRZE MOŻESZ STCHÓRZYĆ.
nie wiem skąd ta dyskusja powstała taka emocjonująca, ale chciałbym coś wam przedstawić i jednocześnie zaskoczyć! Każdy z was ma rację, każda osoba która się wypowiedziała w tym temacie ma w 100 % rację.
Należy się zastanowic dlaczego. Otóż dlatego że każdy z nas używa innej drogi do prawdy gdybym miał to bardziej opisowo przedstawić na przykładzie linii która jest drogą do prawdy a jednocześnie prezentuje argumenty danej osoby :
_________________________________________________________________ Prawda
_________________________________________________________________ Prawda
Te dwie równoległe nigdy się nie przetną, ponieważ człowiek wierzący (katolik w tym przypadku) oraz osoba nie wierząca myślą na zupełnie innych płaszczyznach które nie mają prawa się przeciąć. W takich dyskusjach zawsze się wymaga na przedstawianie dowodów, dlaczego tak a dlaczego nie inaczej "dlaczego tak jest Panie Katoliku, Dlaczego Jezus to tamto". Nawiązując do tych dwóch linii : ponieważ katolik nie ma dowodów na istnienie Boga - ma swoją wiarę która mu to wszystko rekompensuje (oczywiście w swoim mniemaniu to jest dla mnie już największy dowód na to że Bóg istnieje). Dlatego tak ciężko jest prowadzić rozmowę, dyskusje na ten temat - trzeba by wyjść właśnie od tego założenia że nie zależnie co powie agnostyk - katolik nie zmieni swojego zdania i na odwrót.
Więc moim zdaniem takie dyskusje nie mogą prowadzić do ustalenia wspólnej prawdy "Prawda jest dla każdego inna" i to jest właśnie sedno prawdy:)
p.s Co do mojego 1 wpisu to nie do końca zostały poprawnie zostały odczytane moje intencje i wyszła z tego jakaś niepotrzebna wojna na poglądy... po co (mam tu na mysli te 2 pierwsze osoby do których w sumie nie kierowałem tego postu) następnym razem troszkę spokojniej podchodzić do takich tematów i nie traktować ich jako prowokację
Pozdrawiam serdecznie!
Ja znam Pismo Święte w całości. Niektóre księgi czytałem wielokrotnie, czytam wciąż. I jasne, że są tam piękne słowa. Słowa, które potrafią porwać. Znam też różne opracowania i np. wiem, że większość wydarzeń historycznych opisanych w niej nigdy nie miało miejsca.
Mówisz czytaj pod kątem wiary. To znaczy: kieruj się emocjami. A z mojego doświadczenia wynika, że trzeba ograniczać dawanie posłuchu emocjom. Biblia zawiera tyle sprzeczności, że sama się obala.
A co do pieniędzy, które dał facet na ulicy twojej mamie, można to wyjaśnić na parę sposobów. Być może przypadek, być może facet zobaczył w twojej mamie osobę potrzebującą (ubiór, zachowanie), może istnieje jakaś sieć naczyń połączonych, związków między ludźmi, których nauka jeszcze nie zbadała.
"zobaczył w twojej mamie osobę potrzebującą (ubiór, zachowanie)" moja mam była ubrana najlepiej w mieście. Jest stylistką, wizażystką, projektantem mody. Chodziła tak odszczelona, że nikt nie wierzył, że sama się utrzymuje.
"większość wydarzeń historycznych opisanych w niej nigdy nie miało miejsca. " to był niezwykle częsty argument ateistycznych naukowców. Za przykład podano wielokrotne liczne aluzje do państw hetyckich. Ale ostatnimi czasy dokonano potężnego odkrycia stolicy tego ludu. Starożytni dziejopisarze, nie wspominali o tym ludzie, a Biblia świadczy, że byli potęgą, dorównującą Egiptowi. Dopiero odkrycia archeologiczne Williama Wright'a i i Archibalda Sayce'a, ale przede wszytskim oficjalne wykopaliska Hugo Winckler'a doprowadziły do odkrycia legendarnej Hattusy. Stolicy Hettytów. Od tamtego czasu badacze uważniej przyglądają się Biblii, choć ten zapał przygasł. Po raz kolejny, Biblia potwierdza swoją wartość historyczną. I dowiedzie tego jeszcze niejeden raz.
P.S. Emocja tworzy świat. LINK: ///// http://www.filmweb.pl/person/Hans+Zimmer-307/discussion/Co+jest+takiego+wspania% C5%82ego+w+tym+kompozytorze-2141209 /////
Komiczna dyskusja :D
Jerozolima też istnieje i opisana jest w Biblii, ale co z tego, skoro inne rzeczy są fantazjami autorów. Dzisiaj księża tak boją się zwątpienia, że nawet Arkę Noego i potop, zagładę ludzkości, uważają za baśń bez znaczenia historycznego. Podobnie z Adamem i Ewą, którzy nigdy nie istnieli, ale których syn Kain opętał Aneliese Michael. Dobre, co nie?
Nie wiem jak to się dzieje, że nie chcemy uznać świata za coś zwykłego. Jego początek to wielka tajemnica i być może istnieje jakaś wyższa inteligencja - ale żeby zaraz wierzyć w syna Bożego, który został człowiekiem? Albo w innych bogów i bożków, którzy zaludnili kulę ziemską do tego stopnia, że chyba przekroczyli liczbę ludzi xD
Myślę, że dużą rolę odgrywa tu czas - że to się stało 2 tysiące lat temu, a łatwiej jest wierzyć w cuda 2 tysiące lat temu niż w cuda, które dzieją się dzisiaj.