Największym problemem tego filmu jest to że dla osób, które nie są kinofilami oraz takich, które nie śledzą wydarzeń w Hollywood ten film rzeczywiście może być nudny i nijaki. To jedno z tych dzieł, które wymaga kontekstu, aby zacząć doceniać i interpretować.
Dodatkowo wydaje mi się że ludzią spoza USA będzie trudniej wczuć się w ten klimat. Tutaj chyba mocno działa melancholia gdyż z tego co wiem odbiór w USA jest bardzo dobry
Tak czy siak ja jestem oczarowany.
To, że Tarantino rzuci kilka nawiązań i nazwisk reżyserów absolutnie nie ma wpływu na to, czy film jest nudny i nijaki. Co jest w tym filmie do interpretacji? Jest w ogóle jakikolwiek motyw, nad którym trzeba by się zastanowić po seansie?
Z zasady film adresuje się do szerszej widowni, a nie tylko dla wąskiej grupy koneserów,, którzy w wolnych chwilach śledzą co się dzieje w Hollywood. Poza garstką osób kogo to obchodzi? Ja do kina chodzę raz na jakiś czasu i filmy Tarantino mi się podobają, ale tego akurat nie uważam za najlepszy.
Kontekst ówczesnych wydarzeń nie jest dosłowny. Opiera się w dużej mierze na grotesce. To też jednak trzeba umiejętnie wyczuć.
Jurasen jesteś zarozumiałym kut... dającym byle dziełku 10. Oglądanie Spidermana , czy Toy Story 4 nie równa się byciu KINOFILEM . Jeśli chcesz posadzić się na koniu, to wpierw urośnij, a nie ładujesz się na niego po drabinie. Tak, ad personam, bo sam zaczynasz od tego, i właściwie na tym kończysz. "które nie są kinofilami oraz takich, które nie śledzą wydarzeń w Hollywood ten film rzeczywiście może być nudny i nijaki." Co Ty nie powiesz. Konteksty, nawiązania w filmie są fajne, jeśli wszystkie pozostałe elementy są coś warte. W tym filmie nie ma dialogów, smaczków, które pamięta się na długo jak w Django , czy Nienawistnej. Po każdej scenie zastanawiałem się w jakim celu Tarantino to wszystko robi, akcja leży po całości, same ślepe uliczki. Nawet soundtrack, zawsze dobierany starannie, tak, żeby zaskoczyć, w tym filmie jest po prostu zgrany. I fajnie, że podobał Ci się ten film, nic mi do tego, ale podrap się następnym razem, gdy znów wymyślisz sobie, że to film dla koneserów, i że niby Ty nim jesteś. Nic z tych rzeczy.
W zasadzie nie znając kontekstu kompletnie bez sensu jest zabieranie się za seans. Warto wcześniej przeczytać sporo na temat historii tego mordu, hipisów, itd.
zgadzam się. Przede wszystkim jest nieśpieszny i to ma swoje plusy. Świetni aktorzy, milo popatrzeć
Ogladnelam dzis ten film po raz drugi i znowu mnie wzruszyl. Pomimo paru ciagnacych sie scen calosc jest majstersztykiem. Rezyser cudownie "wybrnal" z tematu slynnej rzezi i dopisujac inny final oddal jakby hold dla pomordowanych wtedy ludzi. "Zmiotl" rowniez ZLO w postaci mordercow doslownie :) z powierzchni ziemi w iscie Tarantinowy sposob. Ogladajac ostatnia scene calej i zdrowej Sharon i jej przyjaciol az lza sie zakrecila w oku...
Pod każdym filmem te same dyskusje. To arcydzieło i tylko debil nie doceni versus to gniot i jak sie komuś podoba, to go matka nie kochała.
Czy taka koncepcja, w której każdemu ma prawdo podobać sie coś innego jest szanownym kinomaniakom obca? Nie można normalnie podyskutowac i spróbować zrozumieć inne punkty widzenia? Żadnej ze stron nie interesuje, czemu druga strona ma takie a nie inne spojrzenie na film?
Mnie się ten film bardzo podobał, a nie jestem ani znawczynią kina ani wielbicielką Tarantino. Dobrze mi sie ten film ogląda i widzialam go już z 10 razy. Podobała mi sie gra aktorska, zabawne dialogi, zdjecia, sama historia. Ale to nie jest góra, na której chciałabym ginąć. Film zbiera mieszane opinie, jest specyficzny (ktory film Tarantino nie jest...?) i nikogo nie bede przekonywać, że to niebo jest najbardziej niebieskie. Byłam ciekawa odmiennych opinii, ale przez te dyskusje na filmwebie trudno jest przebrnąć - zazwyczaj poddaję się przy pierwszym "niczego nie rozumiesz, dzieciaczku".
Rozumiem Twój punkt widzenia i zgadzam się w 201%, że istnieją filmy, które pokazują swoją prawdziwą twarz nielicznym, vide "Lighthouse", natomiast twierdzę też, że nie jest takim filmem właśnie ten. Oglądając go nawet z perspektywy laika da się uchwycić mnóstwo cierpkiego humoru, fajnej scenografii, zabawnych dialogów i sennej atmosferery gorącego L. A. Jeśli natomiast kogoś zmęczy format dłuży na prawie 3 h to podpowiem, że w takim razie "Irlandczyk" wygląda na 7h. "Pewnego razu" może się podobać każdemu, nawet na płytszym poziomie odbioru.