To więcej niż morbiliard i sonicilion razem wzięte, swoją drogą.
No dobra, żarty żartami, a teraz skupię się, co tak naprawdę sądzę na temat całego tego "czegoś" - FNaF jako franczyza święcił swoje największe triumfy jakieś 8 lat temu (co zresztą potwierdzają antyczne dyskusje jakie można znaleźć na tej stronce), a ostatnia gra w którą fani mieli okazję zagrać okazała się skrajnie niedorobioną bieda-kopią Amnesii, która tyle Fazberowiczowego DNA miało tyle, co zero. Czyżby Blumhouse po prostu chce wsiąść do pociągu filmowych adaptacji gier wideo, który rozpędził pierwszy Sonic i jego 300 milionów dolarów? Bo mi się wydaje, że jak najbardziej - zwłaszcza kiedy się wie, jak wygląda model biznesowy wytwórni, a także jak wygląda obecna grupa docelowa serii.
To będzie tani film do obejrzenia i zapomnienia - a szkoda, bo sam koncept "Chuck E. Cheese, ale złe, krwiożercze i okrutne" bardzo pasuje na coś z pogranicza horroru i komedii, czego zresztą byliśmy świadkami przy tym filmie, gdzie Nic Cage jako woźny napierdzielał się z takimi robotami mano a mano. A tutaj mam wrażenie, że poza terytorium "opowieści z dreszczykiem" nie wyjdziemy, a jeśli się okaże, że klasyfikacja wiekowa spadnie z PG-13 do nudnego PG, to już będziemy tu mówić o zwycięstwie absolutnym tych wszystkich "marketable plushies" jakie można zrobić z głównej, animatronicznej czwórki, a następnie sprzedać za jakieś 120 zyla w Empiku.
Wydaje mi się że nie do końca rozumiesz obecny fenomen tej franczyzy, a przynajmniej nie doceniasz fandomu.
Tani film do obejrzenia i zapomnienia? Owszem, chyba nikt niczego więcej nie oczekuje na poziomie fabularno-technicznym. Osobiście przypuszczam jednak iż film może osiągnąć sporo więcej jeśli chodzi o impact na popkulture, zwłaszcza na internet. A to dlatego że fandom właściwie znacznie się rozrósł przez te 8 lat. Obejmuje sobą zarówno starych wyjadaczy którzy rozkminiali pierwsze gry jak i (stety-niestety) ogrom młodszej widowni, wśród nich odbiorców o których można powoli mówić że się na Freddym Fnafie wychowali. Dla obu grup i wszystkich stanów pośrednich między nimi, Five Nights at Freedy's wyszło (jakieś 3 lata temu) poza obręb kolejnej serii straszaków a stało się pewną ikoną i symbolem, nie mówiąc o rosnącym z roku na rok wpływie na meme culture.
O ile największy i niepowtarzalny triumf serii w rzeczy mam już dawno za sobą, o tyle dalej ma ona możliwości i siły życiowe by święcić inne triumfy, po prostu będą one nieco mniej spektakularne niż zdobycie całego internetu szturmem w dwa miesiące i wydanie trzech sequeli w ciągu niecałego roku.
A tak bardziej skrótowo: fandom, franczyza i szeroko pojęty fenomen FNaF-a nie zatrzymał się w 2015-16 jak powszechnie się to stwierdza stojąc z boku. Seria po prostu się zmieniała i dostosowywała , eksperymentowała z formą, szukała swojej drogi, w końcu zawęziła nieco grupę docelową. Oczywiście nie można tych wszystkich zmian oceniać pozytywnie a trzonem franczyzy nadal są przede wszystkim tanie straszaki, ale jednak sam fakt że przetrwała a nawet rozwinęła się przez te niemal 10 lat czegoś dowodzi. Film ma możliwości dowieść tego najdobitniej. Jeśli choć w pewnym stopniu spełni oczekiwania fanów przypuszczam że zgarnie konkretny box office i dostanie sequel. W takim wypadku można już powoli pokusić się o stwierdzenie że Fnaf staje się współczesną ikoną sztampowych horrorów i sukcesorem takich serii jak Piątek Trzynastego czy Koszmar z Ulicy Wiązów.