Czyli z serii - panie, kto to panu tak spie****ił?
Niemal wszystkie postacie (bo z wyjątkiem chyba jednego chłopczyka w jednym momencie) mają ładnie, czysto i naturalnie śpiewane partie z szeroką gamą wokalnych ozdobników.
Ale główna bohaterka? Noooo waaaay!
Całość tak chamsko przejechana Melodyną (nie, Autotune tak nie brzmi), momentami miałem wrażenie jakbym oglądał jakąś porytą ekranizację Portala.
Serio dziś tak ciężko o aktorkę, która potrafi śpiewać?
Nie dość, że brzmiało to jak syntezator, to jeszcze jakiś mistrz miksu wypompował jej wszystkie śpiewane partie w taki sposób, że cały czas były głośno, zero naturalnej dynamiki.
Poza tym nie mam większych zastrzeżeń, no ale... żeby w musicalu zamiast samej formy irytowała mnie bardziej GŁÓWNA bohaterka... no cóż, tego się nie spodziewałem...