Przeczytałam książkę z nudów na wakacjach i nie spodobała mi się jakoś specjalnie - ot, kolejne
paranormalne love story, próbujące naśladować Zmierzch. Sam film jest okropny. Nie tylko pod
względem fabuły. Scenariusz ssał, młodzi aktorzy byli do kitu (chociaż Emmy Rossum nawet się
wyrabiała). Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać i tylko cudem dotrwałam do końca. Jeremy
Irons był niezły, ale nie rzucił mnie na kolana. Jedynym plusem była Emma Thompson. Za każdym
razem kiedy pojawiała się na ekranie skakałam z radości. To jak bawiła się swoją rolą
psychopatycznej wiedźmy/nie-wiem-kogo było świetne. Niestety na jej tle film wyszedł jeszcze
gorszy i sprawia wrażenie amatorszcyzny.