Komedia musi być dobra. To nie oznacza, że inny film nie musi. Ale komedia musi i już, bo sięgamy po nią gdy: jest nam smutno, jesteśmy chorzy, dostaliśmy pałę lub mamy wszystkiego dość.
A jeśli macie dość głupowatych filmów typu: "Ja, Irena i Ja" lub "Głupi i głupszy", to sięgnijcie po polską komedię Juliusza Machulskiego "Pieniądze to nie wszystko". To historia śmieszna i pouczająca. Film opowiada o Tomaszu (Marek Kondrat), który prowadzi wraz z żoną i szwagrem firmę produkującą napoje alkoholowe. Gdy dostają nagrodę "Firma roku" wydają się być najszczęśliwszymi ludźmi w Polsce. Ale pozory mylą. Nasz bohater przekona się o tym później. Jadąc z uroczystości rozdania nagród, trafiają na blokadę bezrobotnych. Żona i szwagier postanawiają wrócić do domu śmigłowcem, a Tomasz - samochodem. Pech chce, że w lesie ma wypadek.
W tym samym czasie rozgrywa się historia trzech bezrobotnych osób - kobiety i dwóch mężczyzn, których jedynym zajęciem jest popijanie alkoholu z wytwórni Tomasza i rozpoznawanie nazw pociągów przejeżdżających przez ich wieś. Właśnie ta trójka odnajduje rannego Tomasza i postanawia go porwać. Zakładają pończochy na głowy (można pęknąć ze śmiechu) i przewożą swojego zakładnika do mieszkania znajomej. Teraz i żona, i szwagier "zapominają" o biednym Tomaszu, a on zdany jest tylko na siebie. Musi przekonać "porywaczy" o tym, że powinni go wypuścić.
Uważam, że ta komedia jest jedną z lepszych, które w ostatnich latach powstały w Polsce. Można się porządnie pośmiać. Kontrast pomiędzy biednymi a bogatymi ludźmi jest porażający. Wyobrażacie sobie by nie umieć posługiwać się komórką, nie mówiąc już o komputerze? A jednak!
Wspaniała rola Stanisławy Celińskiej nagrodzona Orłem 2001 za rolę drugoplanową plus wiele innych gwiazd gwarantują dobrze spędzony czas. A do tego film pozwala zrozumieć, że pieniądze to nie wszystko.