Musze powiedziec, ze oczekiwalam od tego filmu wiele i tak, zrobil on na mnie duze wrazenie pod
pewnymi wzgledami. Przede wszystkim wiekszosc scen ukazujacych relacje miedzyludzkie jest
bardzo naturalna a przedstawieni bohaterowie to po prostu paryzanie z krwi i kosci. Wreszcie
pierwszoplanowej roli nie odgrywa la tour eiffel. Nie jest to wymuszona, wydumana historia i brak
tu wielkiego zbiorowego dramatyzowania. Oprocz tego strona muzyczna filmu naprawde rozklada
na lopatki. Ale moim zdaniem spora czesc wielkiego potencjalu 'les chansons d'amour' tonie pod
tandeta ujec typu zatrzymaniekadruniczymzdjeciewsepii i wreszcie - watku homoseksualnego,
ktory moim zdaniem przedstawiony zostal bardzo nieautentycznie. Erwann, ktory badz co badz
jest przeciez chlopakiem dosc wrazliwym osacza wrecz Ismaela spiewajac i tanczac o swoim
uczuciu i absolutnie sie z tym nie kryjac? (???????) Film jest niezaprzeczalnie dobry, ale kwestie
ktore poruszylam troche mnie zniesmaczyly.
Nie wiem jak powinien naprawdę wyglądać taki wątek homo, ale przecież większość filmu to studium żałoby i pokazanie, jak ludzie sobie z nią radzą. To, że Ismael wybrał taki sposób nie wydaje mi się czymś dziwnym, wszystko jest lepsze od popełnienia samobójstwa. Dla mnie jego związek z Erwannem był rozpaczliwą próbą ratowania się i zapomnienia o rozpaczy po śmierci ukochanej.