Ojj, da się wyczuć mocno inspirację komiksem, aczkolwiek strasznie mnie się spodobał. Koniec świata jaki znamymy, kilku ocalałych i próbujących przetrwać w takim miejscu.
Podróż dwójki bohaterów, która zbiera po drodze towarzyszy, do ''mitycznego'' punktu ocalenia New Eden. Historia bez zbędnych wodotrysków i udziwnień, która sprawia wrażenie, że mogłaby się wydarzyć w podobnych okolicznościach w rzeczywistości.
Mister z początku sprawia wrażenie aktora źle spasowanego do roli ale po czasie doceniamy brak konkretnych mięśni, jakichś dowcipnych one-linerów niczym Arnold a jedynie odzywki półgębkiem i konsekwentne parcie przed siebie. Razem z Martinem tworzy niezły duet, chociaż sam chłopak mógł mieć lepszy portret psychologiczny, chociaż ten stan rzeczy podyktowany jest gatunkiem horror/akcja.
Reszta bohaterów nie przeszkadza, ładna Bella, liczyłem na więcej między nią i Martinem. Wątek z Bractwem też sensowny, chociaż można się przyczepić do sposobu ''zmartwychwstania'' Jebedia'ia. No cóż, takie coś musiało się wydarzyć.
Coś, o czym koniecznie trzeba wspomnieć to muzyyyykaaa. No kurde, od pierszych melodii, konsekwentnie cała projekcja to nieustanny ciąg pięknych kompozycji przywodzących na myśl Nicka Cave'a w "Zabójstwie Jessego Jamesa...". NAwet końcowe napisy przeczekałem żeby dosłuchać do końca. Za to ocena od razu w górę.
Tak więc, jeśli czytałeś/oglądałeś ''Walking Dead'', lubisz takie postapokaliptyczne klimaty to wśród nowszych rzeczy chyba to jest taka bardzo jasno świecąca gwiazdka. Polecam 8/10